Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Godzinąpierwej,nimwspaniałesłońce
Wzłotychsięoknachwschoduukazało,
Troskiwygnałymięzdalaoddomu
Wsykomorowyówgaj,cosięciągnie
Kupołudniowiodnaszegomiasta.
Tam,jużtakrano,synwaszsięprzechadzał.
Ledwiemgoujrzał,pobiegłemkuniemu;
Leczon,spostrzegłszymię,skręciłnatychmiast
Iwnajciemniejszejukryłsięgęstwinie.
Pociągtenjegodoodosobnienia
Mierzącmymwłasnym(sercenaszebowiem
Jestnajczynniejsze,kiedyśmysamotni),
Nieprzeszkadzałemmuwjegodumaniach
Iwinnąstronęsięudałem,chętnie
Stroniącodtego,coradmnieunikał.
MONTEKI
Nierazoświciejużgotamwidziano
Łzamiporannąmnożącegorosę,
Achmuryswegoobliczachmurami.
Aliściledwonanajdalszymwschodzie
WesołesłońcesprzedłożaAurory
Zaczęłościągaćcienistąkotarę,
On,uciekającodwidokuświatła,
Cotchuzamykałsięwswoimpokoju;
Zasłaniałoknaprzedjasnymdniablaskiem
Isztucznąsobieciemnicęutwarzał.
Wczarnebezdrożeduszajegozajdzie,
Jeślisięnatolekarstwonieznajdzie.
BENWOLIO
Szanownystryju,znaszżepowódtego?
MONTEKI
Nieznamizniegowydobyćniemogę.
BENWOLIO
Wybadywałżeśgojakimsposobem?