Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Travisznówsięzorientował,żepatrzywjejduże,
hipnotyzująceoczyipytająniemalwbrewswojejwoli:
–Czymogęcośzrobić,żebycipomóc?
–Mógłbyśsięzemnąożenićizakończyćtęfarsę.
Zachwiałsię.Jakdotejporybyłytonajszybsze
oświadczyny,jakiezłożyłamukobieta,której
praktycznienieznał.
Widzącjegoreakcję,Laurenzaczerwieniłasię.
–Niemartwsię,tylkożartowałam–powiedziała,
śmiejącsięnerwowo.–Nieżądam,brońBoże,niczego
ażtakdrastycznego.Mógłbyśpoprostupomóc
miznaleźćmieszkanie.Biorącpoduwagęokoliczności,
niechcęjużtutajmieszkać,adostępnemieszkania
dowynajęciawtymmieściewyglądająkoszmarnie.
Jejoczyzalśniłyłzamizmiękczającymimur,który
Travistakbardzostarałsięwznieśćwokółswojego
serca.Czując,jakLaurendrżywjegoramionach,
przekląłswójbrakdelikatności.Najwyraźniejnie
potrafiłaukrywaćswoichuczućtakjakinnekobiety.
Wszystkobyłouniejwidaćjaknadłoni.Domyślałsię,
żetegodniamogłabyćszczególniewrażliwa.
OstatnirazTraviswidziałtakbezbronnąistotęzza
celownikaswojegocoltakaliber45.Imimożeten
paskudnyszoppraczniszczyłogródjegomatki,niemiał
sercagozastrzelić.Nadodatektobezczelnezwierzę
byłotakszczęśliwe,żemożedalejswobodniekrólować
napodwórku,żepraktycznieuznałoTravisazaswojego
pana.
Wjegogłowierozległsięsygnałostrzegawczy.
Dzwonki,światełkaigwizdki,wszystkonaraz.Travisbył
człowiekiem,którydużowysiłkuwkładałwutrzymanie