Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
KiedydoktorMariamaMandarachodziładoszkoły,
nazajęciachwychowaniafizycznegozawszejako
ostatniabyławybieranadodrużyny.Nicdziwnego,
sportnigdyjejnieinteresował.Coinnegodyktanda,
debatyikonkursymatematyczne.Wtedywszyscysię
oniąbili.
Wdorosłymżyciużałowała,żeintelektniepomaga
wsprincie,zwłaszczagdypróbowałauciec
odciekawskichoczuiaparatówfotograficznych.
PrzebywaławluksusowymkurorcienaSantiago,
największejzWyspZielonegoPrzylądka.Takjak
wszędzie,tutdziennikarzeituryściusiłowalizrobić
jejzdjęcie.Czynierozumieli,żeprzyjechałatutaj
nakonferencję,anienawczasy?
Zmęczonapotknęłasięprzypalmieobwieszonej
świątecznymilampkami.Nafilmachucieczkibyłyczymś
dziecinnieprostym,alewżyciu…Przynajbliższym
wyjściunaschodydwieosobystudiowałybroszurę
turystyczną.Kolejnewyjściezagradzałwózek
zdetergentami.Mogłaiśćjedynienawprost.
Odzyskawszywnowagę,ruszyłaenergicznym
krokiem.Biegnąc,niepotrzebniezwracałabynasiebie
uwagę.Zgłośnikówpłynęłapopularnakolęda„Słuchaj,
brzmianiołówpieśń”.Mariwestchnęła.Marzyłaotym,
bywrócićdolaboratoriumispędzświętatak,jak
najbardziejlubiła:wspokoju,naanaliziedanych.
Ludziomświętakojarząsięzmiłością,radością
iciepłemrodzinnym.Jejwprostprzeciwnie.Półbiedy,