Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
udawaj,żeniemiałeśnicwspólnegozwycofaniemsię
zewsparciafinansowego.
Jeszczeparęminuttemulist,októrymmowa,był
istotniejednymzwielupodsuwanychmucodziennie
dopodpisu.Jednakteraznabrałinnegoznaczenia.Czy
Addierzeczywiściewierzyła,żeMalachipotrafiłby
podpisaćcośtakiegowyłącznieprzezzłośliwość?
Niestety,miałapowody.Alenieodpowiadałomu,
żeżonamyślionimażtakźle.
‒Maszrację,podpisałemtenlist.Alepowtarzamci:
podpisujęcodzienniesetkilistów,wcaleichnie
czytając.Ba,nawetichniepisząc.Pozaoczywiścietymi
osobistymi…
‒…jaklistdożony–wtrąciłazprzekąsem.
Jejsłowamocnogozabolały.
‒Wporządku,poddajęsię.Chybazasłużyłem.
‒Chybatak.
Jeślinaprawdęniewiedziałnicopiśmie,wyglądało
toodrobinęlepiej.Jednak…jakmógłwogólenie
zauważyćjejimienia,niepamiętaćnazwyjejfundacji?
Miałaochotęgootozapytać,aleuniosłasięhonorem.
Ostatecznie,cobytodało?
Usłyszała,żewestchnąłpodrugiejstroniesłuchawki.
‒Wyobrażamsobie,jaktomożedlaciebiewyglądać
–powiedział–alewrzeczywistościtoproste.Oferujemy
wsparciefinansowedlanowozakładanychorganizacji
charytatywnychnaokrespierwszychpięciulat.Poich
upływiespodziewamysię,żedanadziałalnośćjestjuż
wstaniefunkcjonowaćsamodzielnieikończymy
finansowanie.Podpisałempismo,botobyłarutynowa
formalność.Minęłowłaśniepięćlat.