Ogrodnikcośtamjeszczemówił,aleRozaliajużgonie
słuchała.Zerwałasięnarównenogi,adrewnianekrzesło
skrzypnęłozulgą.
–Znajdęją!Znajdętękoniczynę!Choćjednamusi
przecieżrosnąćnakrólewskichłąkach.Ajakjużjąbędę
miała,tospełniąsięmojesny!–Uradowanakrólew-
naklasnęławdłonieiokręciłasięnapięcie,wygniatając
obcasemsporydołekwpodłodze.
Rozaliabyłaosóbkąporywcząiniecierpliwą,dlatego
postanowiłazacząćposzukiwanianatychmiast.Chciałoby
siępowiedzieć,żeruszyłabiegiemnapobliskiełąki,ale
bliższeprawdybędziestwierdzenie,żezwolnapotoczyła
sięwichkierunku.Dopierogdystanęłapokolanawtra-
wie,otoczonabezmiaremzieloności,zdałasobiesprawę,
jaktrudnegopodjęłasięzadania.Jużłatwiejbyłobychy-
baznaleźćigłęwstogusiana.Możektośinnybysięznie-
chęcił,aleRozaliazacisnęłatylkozębyirozgarnęła
zielonełodyżki.
Jednakczterolistnejkoniczynynawetwbajkachnie
znajdujesięottakpoprostu,królewnabuszowaławięc
wtrawiejeszczedowieczora,aitakwróciłanazamek
zpustymirękami.Zatobyłatakzmęczona,żenawetnie
spojrzałanasutozastawionystół,tylkorzuciłasięnałóż-
koizasnęła.Aśniłysięjejcałepękizielonychkoniczy-
nek,którewyciągałydoRozaliiswojeczterolistnegłówki.
~
10
~