Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sprawiało,żebyłauderzającopiękna.
Macprzykucnąłobokipowiedziałuspokajająco:
–Jestemmiejscowymszeryfem,nazywamsięRiggs.
Wszystkobędziedobrze.Chybamiałapaniwypadek.
–Doprawdy?–odezwałasięcicho,marszcząclekko
brwi.Zdziwieniewidocznenajejtwarzywskazywało,
żewciążjestoszołomionapouraziegłowy.
–Natowygląda.Uderzyłapanigłowąwkamień.
Proszęsięnieruszać.Tużobokjesturwisko.Zaraz
wracam–dodał.
Rzeczywiście,byłzpowrotemwokamgnieniu,
zapteczkąpierwszejpomocy,którązawszewoził
wsamochodzie.
–Czycośpaniąboli?
–Nie,pozagłowąwłaściwienic.
–Mogłabypanispróbowaćusiąść?
–Chybatak–odparła.
Macukląkłprzyniej,objąłjąramieniemipomógł
usiąść.Miałanasobiemalinowykaszmirowysweterek
zdośćgłębokimwycięciem,odktóregoszeryfowi
trudnobyłooderwaćwzrok.Musiałsobieprzypomnieć,
żeprzecieżjesttupoto,bypomócrannejkobiecie,
anieżebyjejzaglądaćwdekolt.
–Wporządku–powiedział.–Terazobejrzęztyłu
panigłowę.
–Marniewygląda?
Krewzlepiłajejwłosy,aleprzestałajużpłynąć.
Trudnobyłopowiedzieć,jakdługoleżała
tunieprzytomna.Miałaszczęście,żeMacodczasu
doczasupatrolowałtenodcinekszosy.Iżeupadając,
niestoczyłasięprostonadnokanionuDeerlicka.