Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dziewczynamiałatupet,tomusiałjejprzyznać.
Uświadomiłsobie,żeniejestjużsamwtym
prywatnymbarze.Podrugiejstroniekontuarustanęła
pannaDevlin.
‒Dlajasności:niejestemniczyjąwysłanniczkąani
niebawięsięwgierki.Nigdy.
Byłazła,aonuznał,żejestnacopopatrzeć.
‒Nigdy?Bezustannieniszczyszdziświeczórmoje
fantazje,pannoDevlin.
Dostrzegłzarysstanikapodbiałąbluzką.Zacisnął
palcenaszklance.Upłynęłozadużoczasu,jeśli
podniecałgowidokstanika.
‒Traktujepancokolwiekpoważnie,panieValente?
Spojrzałanazegarek,nibyznudzona,alezauważył
cieńczerwieninajejpoliczkach.Niereagowała
naniegoażtakobojętnie,jakpróbowałatoudawać.
Oparłsięokontuar.
‒Pewnerzeczytraktujębardzopoważnie.–Przez
chwilęwpatrywałsięwjejwargiiuśmiechnąłsię,gdy
sięcofnęłazakłopotana.–Otworzyłemtenklubdziesięć
lattemu.Terazmamtakiwkażdymwiększymmieście
świata.Traktujębizneszwiązanyzprzyjemnościami
bardzopoważnie.
‒Chcęrozmawiaćoswojejpropozycji,nie
oprzyjemnościach.
‒Szkoda,bomamwrażenie,żeznaleźlibyśmywtej
kwestiiwspólnyjęzyk.
Zobaczyłrumieniecnajejszyi.
Położyłaenergicznymruchemtorebkęnakontuarze.
‒Zawszejestpantakibezpośredni?
Dodiabła,miałarację.Zachowywałsięjak