Prolog
Julia,maj2014
Spojrzałanaskąpanewzieleniibłękiciewzgórze.
Niezapominajkikwitływtymrokutakintensywniejak
dawniej.Toprzywoływałowspomnieniatychletnich
dni,któretakwieledlaniejznaczyłyiktórejużnigdy
niewrócą.Cieszyłasię,żetuprzyjechała,choć
początkowomiałaobawy,żepotylulatachipotym
wszystkim,cosięwydarzyło,będzietojakskok
dolodowatejwody.Terazprzepełniałjąjednakspokój
inostalgia.Niebyłowtymniczestrachu.Nieteraz,
kiedywiedziała,coprawdopodobniejączeka.
Oczywiściebyłajeszczenadzieja,aleJuliaodpoczątku
czuła,żewtym,cojąspotkało,byłajakaś
sprawiedliwość,jakbynaturalnakolejrzeczy.
Pogładziłapieństaregodrzewaipoczułasię,jakby
dotykałaprzyjacielaniewidzianegoodlat.Spojrzała
wgóręidotknęłarozłożystejgałęzi.Ciąglenadawała
sięidealniedosiedzenia.Przypomniałasobie,jak
spędzałytuzLenąwieleciepłychdni.Todrzewoznało
tyleichtajemnic.Odjednejznichkażdemu
człowiekowiścierpłabyskóra,atodrzewoprzeztylelat
chroniłojązespokojem.Człowiekbyćmożenie
wytrzymałbyiwkońcuwyjawiłtajemnicę.Drzewo
milczało.
Wdrapałasięnagóręirozejrzaładookoła.Widziała
wdolebłękitnątaflęjeziora,którapołyskiwała
wsłońcu,zielonełąki,laswoddaliidomyzczerwonymi