mu.
Arturzapomniałjęzykawgębie.Niemógł
zaprzeczyć.Wciążchciałwierzyć,żerządzącychoć
trochępoprawiąsytuacjętych,którzyciężkopracują.
Wciążmiałwgłowiepropozycjęrządudotyczącąpracy
wkopalniksiężycowej.Ofertę,która,jakbysię
zdawało,obiecywałachoćtrochęlepsząperspektywę
niżtkwieniewjednymmiejscuodlat…Niedziwiło
gojednakpodejściejegorozmówcy.Buntownikniebał
siępowiedziećjasnootym,oczymArturbałsięnawet
myśleć.Przecieżtakajestprawda:światniezmierza
wdobrymkierunku.Ontowiedział,alenieustannie
samsięoszukiwał.Byłwięczmuszonyprzyznać
tamtemurację.
–Maszrację:rządcentralnyrobiznasniewolników.
WrazzObserwatoramizapanowałjednaknadświatem,
czyniączniegostrasznemiejsce,zktóregonie
maucieczki.Pozostajenamwięcwalka.Tyleżenie
mamycieniaszansynazwycięstwo:onimająszeregi
policjiiwojskawyszkolone,żebybezwahaniazabijać,
uzbrojonewnajnowszesprzęty.Mająteżwładzęnad
każdymaspektemżycia.Obserwująnaszawsze
iwszędzie.Jakmożnawogólepodejmowaćtak
nierównąwalkę?
–Widzisz,Arturze,odpowiednioprzystosowaliśmy
metodynaszychdziałańdotakiejwalki.Niejestnam
lekko.Alenigdyniedamyzawygraną.Wkońcu
zwyciężymy!Naprawdęwierzyszwtępropagandę?
Żeludzkośćniemożejużsamasiępodnieśćinaprawić
swoichbłędów?Żeci,którzyzłożylinamwizytę,
rzeczywiściesątupotrzebni,byśmysięniepozabijali?