Book content

Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
iuważał,żetojemusięwszystkonależy.Wyróżniało
gowysokieczołoiwielkiorlinos.Choćjegotwarz
zdawałasiębyćnajszlachetniejszazrodziny,przeczył
temucharakter.
PaniMarianiewstała,niechsamizajmąswojemiejsca.
Wkońcunieodwiedzalijejprzeztylelat,dawnonauczyli
sięosiebiestaraćsami.Niemalżezapomnieli
narodziców,boważniejszebyłysprawyfinansowe,które
pochłaniałycałyichczas.Pieniądzeiblichtr
warszawskiegoświatatobyłodlanichkołonapędowe.
Gdyweszlidoizby,naglejakbyzrobiłosięwniej
duszniej.
Oknootwartonaoścież,abyduszazmarłegomogłabez
przeszkóddomopuścić,jednaknawettonieodegnało
raptownegobrakupowietrza.Całaizbajakbysię
zmniejszyłainiebyłosięczemudziwić,bodzieciMarii,
którejużwłaściwiebyłydlaniejludźmiobcymi,sprawiały
wrażenienieprzyjemneiogólniewojownicze.Zresztą
takiebyłyichcharaktery,więcniemasięczemudziwić.
Pewnieodtrzechdninieźlesięnatendzień
przygotowywali.
PaniMariapamiętaładzieńsprzedtrzechmiesięcy,gdy
jejmężakrowaniechcącykopnęłaiomałonieumarł.
Trzytygodnieniedomagałiwposłaniuleżał,doktor
nakrokgonieodstępował,bokrowanowabyłaiszalona,
isiływielemiała,gdykopałagowklatkępiersiową.Źle
sięmuoddychało,całeciałozsiniało,abólnieustannie
promieniował.Wzywaćdziecitrzabyło,boniewiadomo,
czyojciecnastępnegorankadożyje.Posłanowiadomości,
naktóreodpowiedziprzecząceprzyszły,informujące,
żeniktztrójkidodomuterazprzyjechaćniemoże,gdyż