doskonale.
Spojrzałnaniązpodkrzaczastychbrwiipoprawiłsięwfotelu:
–Niechsiępaninamnieniegniewa–powiedziałpojednawczo.
–Zbytczęstomamdoczynieniazkandydatkaminaposady.Wszystkie
mająpotworneilościdyplomówinicnieumieją.Majątekwydały
nakształceniesięwnajzbędniejszychkierunkach.Tochorobanaszego
wieku.Nieodpowiadałbymteżnapaniofertę,gdybynieto,żejej
świadectwapracysąwyjątkowodobre,noiżeznapanitechnikę
robotywbiurachpodróży.Czybardzopanizależynaotrzymaniu
posady?
–Bardzo,paniedyrektorze.
–Panijestżonąadwokata?
–Tak.Alemójmążniestetybardzomałozarabia–odpowiedziała
cichoispuściłaoczy,gdyżbałasię,byzjejwzrokuniewyczytał
prawdy.PrzecieżKarolniezarabianic.Odszeregumiesięcynie
przyniósłdodomuanigrosza.GdybyniezapomogazZakładu
UbezpieczeńPracownikówUmysłowych,którąotrzymywałaodczasu
redukcjiwAjencjiTurystycznej,niemielibynanajkonieczniejsze
wydatki,nawetnamlekodlaLituni.
–MieszkapanistalewPoznaniu?–zapytałMinz.
–Tak,paniedyrektorze.Dosłownieostokrokówodfilji
„Mundusu”.
–Tojestdoniczego.Niemogępowierzyćpanikierownictwatej
filji...
–Japrzyjmękażdewarunki–przerwałazpośpiechem.
–Nie–potrząsnąłgłową–narazieniemogętegozrobić.Tojest
wykluczone.Stanowiskotrzebabyłobyobjąćnatychmiast,jazaśzbyt
małowiemopanizdolnościach.
Przygryzławargiipomyślała,żesceptycyzmKarolabył
uzasadniony.DyrektorMinzbębniłgrubemipalcamipopapierze.
Palcebyłyżółteodpapierosów,biurkozasypanepopiołem,apowietrze
pełnedymu.Zacząłwypytywaćjąoróżnerzeczynietylkomające
związekzjejznajomościąprzedmiotu.Zorjentowałasię,żedyrektor
egzaminujeją.Popółgodziniebyłatemjużzupełniezmęczona,gdy
powtórzył:
–Niemogępowierzyćpanikierownictwapoznańskiejfilji...
–chrząknąłidodał:–Alemiałbymdlapanicośinnego.Trudnością
jestto,żemusiałabypanizamieszkaćwWarszawie...Ustępujewłaśnie
kierownikdziałuturystycznegonaszejcentrali.Stanowiskotojest
nawetlepszeoddyrekcjifilji...hm...Możnabyzrobićmiesięczną