Rzymzanosiłsięjednymgłośnymbrzęczeniem;tylkowgórnejczęści
miastapanowałacisza,alejakbypodminowana.Chłopakposzedłsię
przebrać.
ZMonteverdeVecchiodoGranatieridrogajestniedługa:
wystarczyprzejśćprzezłąkę,apotemudaćsięnaskrótymiędzy
domamiwbudowieprzyvialedeiQuattroVenti,pośródlawin
odpadów,niewykończonych,popadającychwruinębudynków,
wielkichbłotnistychwykopów,zaśmieconychskarp.ViaAbateUgone
leżyodwakrokistąd.PocichychasfaltowychuliczkachMonteverde
VecchiowstronęGrattacielischodziłtłum;zdalekabyłowidać
ciężarówkiwniekończącychsiękolumnach,przemieszane
zfurgonetkami,motoramiiwozamipancernymi.Loczekprzyłączyłsię
dotłumu,którykierowałsiędomagazynów.
ZoddaliFerrobedòwyglądałojakwielkiepodwórze,jakłąka
zagłębionawdolinie;byłowielkościplacykuczymożejarmarku
zbydłem;wzdłużprostokątnegoogrodzeniaznajdowałysięwejścia,
pojednejstroniestałyforemnebarakizdrewna,podrugiejmagazyny.
Loczekprzedarłsięprzezrozwrzeszczanytłumidotarłdojednego
zbaraków.StałotamczterechNiemców,niewpuszczalinikogo
dośrodka.Przydrzwiachleżałwywróconystolik,Loczekchwycił
goipobiegłdowyjścia.Gdytylkoznalazłsięnazewnątrz,natknąłsię
najakiegośmłokosa,któryzapytał:
–Cotywyprawiasz?
–Zabieramtododomu–odparował.
–Głupku,chodźzemnąpolepszytowar.
–Tochodźmy–odrzekłLoczek.Rzuciłstolik,aktoś,ktoakurat
tamtędyprzechodził,zabrałgosobie.
RazemponownieweszlinaterenFerrobedò,przedostalisię
domagazynuiwzięlistamtądsznurki.Potemchłopakpowiedział:
–Chodźpogwoździe.
Noszącsznurki,gwoździeiinnerzeczyLoczekprzeszedłsiępięć