WKiNiepaNOraMiczNYM
zjednymrogiemwystającympozajegoobrys,kilka
ciemnychkropliskapnęłonablat.
Artursiędosiadł.Tackęztortemniedbałymges-
temodsunąłnabok,jakbynienależaładoniego.
Przedsobąpostawiłfiliżankęzkawą.Przytrzymał
jąoburączipodniósłdoust.Upiłłyk,mlasnąłję-
zykiem.Odstawiłkawęiodwróciłgłowęwkierunku
kobiety:
–Czasemsobiemyślę,żezamiastksiążekpo-
winniśmysprzedawaćtenwidok.
Spojrzałananiego,akiedygopoznała,lekkoski-
nęłagłową.
–Jużsprzedajecie,herbataztorebkizatrzyfunty?
Wskazaławdół,naulicę.Jejpalec,wręczzaska-
kującodługi,delikatniewygięty,wświetlepadającym
zzewnątrzniebyłzupełnieniepodobnydopazura.
–Wszyscysięspieszą.Niechpanzobaczy,jak
szybkochodzą.Imwiększemiasto,tymszybciejlu-
dziewnimchodzą.
–Musimyzdążyćzałatwićwielespraw,póki…
–Pókimożemy?
–Pókinamsięjeszczechce.
–Aco,panujużsięprzestałochcieć?–Taksowa-
łagospojrzeniem,komentującnabieżąco:–Siwa
broda,naciągniętypodkoszulekznadrukiem42,ja-
kieśdziesięćkilonadwagi…
–Panimnieniedocenia,conajmniejpiętnaście!
Roześmiałasię,krótkoiszybko.
–Icoztego.Ambicjatodomenaidiotów,ale
otymchybawiepaniconieco.
8