–Myślęteż,żemaszżaldoojca.Twojesłowazabrzmiałytrochę,
jakbyzmarnowałcidzieciństwo…
Przyglądałemjejsięuważnie.Wchodziłemnagrząskigrunt,ale
byłemciekawy,jakzareaguje.Każdainformacjamogłabyćteraz
bezcenna.PostanowiłemniecoprzycisnąćEllę.
–Punktdlaciebie,Freudzie.
Mojezuchwałestwierdzenieniezrobiłonaniejwiększegowrażenia.
Awięctrudnarelacjazojcemniebyłaczymśnowym.Trwałotodługo
idziewczynapodchodziładotegozdystansemalbodobrzesiękryła
zeswoimiprawdziwymiuczuciami.Postanowiłemwięcbyćjeszcze
bardziejbezczelny.
–Jesteśpiękna,alesamotna–zawyrokowałem.
–Toteżwyczytałeśzesposobuprowadzeniaprzezemniezajęć?
–zapytałaześmiechem.
–Nie.Zesposobu,wjakiterazzemnąrozmawiasz,imowy
twojegociała–odparłemzeznawstwem.–Gdybyśmiałafaceta,raczej
starałabyśsięunikaćkontaktówznieznajomymiprzystojniakami.
Zawszetopokusa…
–AwięcnietylkoFreud,aleteżLewStarowicz!–parsknęła.
–Choćztymprzystojniakiemtojużprzesada.
–Napewno?–Popatrzyłemjejprostowoczy.Ellaoblałasię
rumieńcem,poczymspuściławzrok.
–Nodobrze–przyznałacicho.–Jesteśprzystojny.Troszeczkę…
Bingo.Awięcjejsiępodobałem.Postanowiłemkućżelazo,póki
gorące.
–Wnioskujędalej.Skorojestemchoćtroszeczkęprzystojny,dasz
sięzaprosićnakawę.
Ellapodniosłaoczy.Przyglądałamisięprzezmoment,analizując
sytuację.