zamierzałemwzbudzaćwsobiepoczuciawiny,jaktegooczekiwano,
gdyżbyłomionozbędne.Niechciałemdziałaćwbrewsobie.Mójczyn
byłaktemsprawiedliwościinieumiałemmyślećoniminaczej.
Sprawiedliwebyłobytakżedefinitywnezałatwieniemordercy,który
misięodtylulatwymykał,aleszansęnatozaprzepaściłem,lądując
wkiciu.
Wpewnymmomencieusłyszałemzwolnienieelektrycznegozamka
wdrzwiachsiłowni.Nieprzestawałemboksowaćworka.Było
zawcześnienakoniecmojegotreninguiniemusiałemnawetpatrzeć
nazegarumieszczonynadwejściem,bytowiedzieć.
–Anderson,pójdzieszzemną–rozkazałstrażnik,alezignorowałem
jegogłos.Nadalwyżywałemsięnaworku.
–Anderson.Idzieszzemną,docholery.Rozumiesz?–powtórzył.
–Zostałomijeszczepółgodziny–warknąłem,kontynuując
boksowanie.–Zapółgodzinypójdę,gdziezechcesz.
–Ruszajdupę,Angolu.Albocijąskopię.
Mężczyznaruszyłwmoimkierunku.Wystarczyłbyjedenciosifacet
nakryłbysięnogami.Byłemagentem.Trenowałemodlat.Znałem
sztukiwalki.Tenkoleśniemiałzemnąszans.Dobrze,żechoć
częściowoodreagowałemnagromadzonestresy,bocałkiemmożliwe,
żebymgozaatakował.Przerwałemboksowanieiodwróciłemsię
wjegostronę.Byłniższyodemnieogłowę.Jedencios.Wystarczyłby
jedencios…
Tylkocobytodało?Jedyniepogorszyłobytomojąsytuację.Znów
mniezlejąpałkami,porażąparalizatoramialbogorzej–nadłuższy
czasuniemożliwiąprzychodzenienasiłownię.Bolałobymnie
tobardziejniżfizyczneciosy.Jużparęrazytakzrobili,gdykilku
strażnikówostroodemnieoberwało.Chcielimnietymzłamaćiprawie
imsiętoudało.Mojeszaleństwowymykałosięwtedyspodkontroli.
Niechciałemznównatopozwolić.Lepiej,bycierpiałworek
treningowyniżsłużbawięzienna.
–GdybymbyłAngolem,nieodsiadywałbymwyrokuwzapyziałej
Polsce–odgryzłemsię.