Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
NieposzliśmyjednakścieżkąGrotowskiego.Dyrektorzostał.
Zostaliteżcimłodzi.Zatonas,aktorówstaregozespołu,wywalono
nabruk.Ateatrwkrótcepotemznówzszedłnapsy.Wpółroku
późniejznówgraliknoty,amłodziutopilifiglewwódzieirutynie.
Wszarejrzeczywistościgomułkowszczyzny.
Nieumiałemżyćsamotnie.Wciszy,bezsztuki,bezpubliczności.
Szukałemwięcludziiichznajdowałem.Wzaplutychknajpachul.
JasnogórskiejiKawiejelektryzowałemmiłośnikówsiwuchytekstami
Moliera,Witkacego,Ionesco.Elektryzowałemtakskutecznie,
żeiwgębęzarobiłem,iwdupękopniakateż.Aplauzówniebyło.
Tylkośmiech,pukaniewczerep,noichłódobojętnościzimnychnóżek
dokielicha.Otulałemsięwtedyczarnąpelerynąztrypy,którąmimo
dziurodmolinabyłemonegdajwKrakowie,trawionyzawodową
zazdrością.Iuciekałem.
Taktrafiłemnacmentarz,naKule.Tumniesłuchano.
Wmilczeniu,powadze,nastroju.Byłyteżkwiaty,mnóstwokwiatów.
Awieczoremmigotliweświatłarzucałycienienaprosceniumżycia.
Recytowałemmowypochwalne,ody.Improwizowałem.Tylkogaży
niebyło.Noibrawteżnie.
Jesieniąpięćdziesiątegodziewiątegowkońcumniedupnęli.
Asłowotooddajenajlepiejtragizmtejwpadkiiwsposób
najwłaściwszyukierunkowujedalszyciągwydarzeń.Chowaliwłaśnie
kogośważnego,kogośzkręgówskórzanychpłaszczyikapeluszy.
Odczekałemtaktownie.Konduktsięrozproszył;ludziezniknęli
wlistopadowychmgłach.MogłemjużnowemuofiarowaćSŁOWO,
tyradęsłów.Odszeptuiwestchnieńpokoloraturęemocji.Byłem
naprawdęwielki.
Wchwilępóźniejleżałemjednakznosemwcmentarnejglinie,
aszyjęuciskałwęzełzmojejbrutalniezeszmaconejpeleryny.
Tozapóźnieniżałobnicywzięlimniezahienę.Apotemzałeb,zadupę
wrzucilimniedoblaszanegopudłamilicyjnejsuki.Ijazda.
Dopakijednaknietrafiłem.ZawieźlimniedoInstytutu
ResocjalizacjiStosowanej,bojaksięokazałobyłitakiwnaszym
świętymmieście,gdzieśnauboczu.Rzeczjasna,oficjalnąnazwęmiał