Book content
Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
paniwiedzieć,panidoktor.Szpital,jakopani
pracodawca,ponosipełnąodpowiedzialność
zawyrządzoneszkody.Nieukrywam,żeakurat
pieniądzeniesąnaszymnajwiększymzmartwieniem.
–Dlazaznaczeniawagiswychsłówzrobiłznaczącą
pauzę.–Jestnimdobreimięnaszejplacówki.
Słyszącjegozłowieszczyton,natychmiastodgadła,
nacosięzanosi,izwrażeniaotworzyłausta.Zamiast
siębronić,czekała,ażpadniecios.
–Processądowybędziemiałfatalnywpływnaopinię
ocałymszpitalu–klarowałtymczasemBettencourt.
–Jeślidoniegodojdzie,sprawąnatychmiast
zainteresująsięmedia.Izrobisięszum,któryodstraszy
potencjalnychpacjentów.–Spojrzałnależące
nabiurkudokumenty.–Jakrozumiem,pani
dotychczasowahistoriazawodowajestzadowalająca…
–Zadowalająca?–powtórzyłazniedowierzaniem
ispojrzałanaAvery'ego.Jakoszefnajlepiejznajej
zawodowąprzeszłość.Atajestbezzarzutu.
Averyskuliłsięwsobie.Jegowodnisteniebieskie
oczywyraźnieumykaływbok.
–Nocóż–wymamrotał–historiapracypanidoktor
jest,wkażdymraziejakdotąd,więcejniżzadowalająca.
Toznaczy…
Katesłuchałajegobełkotuihamowałasię,bynie
krzyknąć:Nalitośćboską!Człowieku,brońmnie!
–Dotejporyniebyłożadnychskarg–zakończyłbez
przekonania.
–Jednakpostawiłanaspaniwwyjątkowo
nieprzyjemnejsytuacji–zauważyłBettencourt.
–Dlategowolelibyśmy,żebypaninazwiskoniebyło