Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przyglądałajejsię,stojącwprogu.
Jaknapięciolatkęzdumiewającodobrzeradzisobie
zwalniętąmatką,pomyślałaJoannaiwyciągnęładoniej
rękę.
–Chodźdomnie,szkrabie.Niedługowezmętabletki
ibędęjaknowa–powtórzyłamachinalniezaMichałem
iMilauśmiechnęłasięzulgą.
Tochybadlategopostanowiłaiśćzniminatenspacer,
chociażbabciamiałazabraćjąnaplaczabawdogalerii
handlowej.
–Myszo,przecieżniedaszrady.Będziemyszliplażą
odSopotuażdoGdyni,tosporykawałekjaknatwoje
krótkienóżki.–Michałprzekonywał,bynierezygnowała
zplacuzabaw,aleMilenabyłaniezwykleupartym
dzieckiem.
–Naprawdęniechceszpobawićsięzinnymidziećmi?
Tamsązjeżdżalnieimożnasięwspinać,skakaćipływać
wbaseniezkulkami.Nochodź,będziefajnie.–Babciateż
nieodpuszczała.Pewnieumówiłasięwkawiarni
zeznajomymiichciałapochwalićsięwnuczką.Zobaczcie,
jakaładnaimądra,zupełnieniepodobnadoswojejmatki,
pomyślałazironiąJoanna.
–Dajciejejspokój–powiedziałacicho,gładząccórkę
podłoni.–Zrobi,cobędziechciała.
Śniegskrzypiałpodbutami,kiedywspinalisiępodgórę.
Nawybrzeżurzadkosypałootejporze,ajeślijuż,
towszystkotopniało,zanimzdążyłosięzostawićślady
nazaśnieżonejplaży.Joannauwielbiałatorobićjako
dziecko–wychodziładoszkołydużozawcześnie
inajpierwbiegłanadmorze.Wokółrozciągałasięwielka
plamabieli,nienaruszona,czysta.Czasemtylkopojawiały
sięśladymewichłap.Lubiłatępustkę,tamprzynajmniej