Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nicsięniedziało.Cokolwiekbudziłosięrazemznią
oświcie,patrzyłoponuro,jakpakujeplecak,stało
zaplecami,gdyjadłaśniadaniewkuchni,izbiegało
poschodachjakopierwsze,nieoglądającsię,czy
napewnoonaidziezanim,cokolwiektobyłonad
morzemodpuszczało.Przezchwilęczułasięwolna.Tego
dnia,kiedywspinalisięnaklif,teżodpuściło.Cokolwiek
czekałonaniąwtamtejstudni,dałojejodejść.Oddychała
głębokoiciągnęłazarękęcórkę,któraposapywałaprzez
nos.Trochęzmarzłanadługimspacerze.Skostniałyjej
paluszki.
Dawajcie,dziewczyny!Jeszczetylkokilkametrów
ibędziemynaszczycie!zawołałMichał,odwracającsię
donich.Kiedyotworzyłusta,wokółniegozawirował
obłoczekpary.Przezchwilębałasię,żeznowuzaczyna
towidzieć,alenietobyłzwyczajnyciepłyoddech
wzimnympowietrzu.Michałpomachałmałej,poprawił
plecaknaramionachiruszył.Odkiedytrenerpolecił
mupopracowaćnadwizerunkiempewnegosiebieszefa
ichodzićnasiłownięibasen,miałdoskonałąkondycję.
Dlategoterazrwałpodgóręinawetsięniespocił.
Mamo,alekiedyjużtamwejdziemy,towracamy
dodomu,tak?Bonóżkimniebolą.Ichcemisięsiku.
Milenawyglądałanazmęczoną.Zresztąniezbytdobrze
siętuczuła.Lubiławizytyubabci,aletymrazembyło
inaczej.MarudziłaprzezcałądrogędoGdyni,niechciała
spakowaćswoichdwóchulubionychlalek,ManiiFrani,
bezktórychnieruszałasięnawetdoprzedszkola,
apotem,wsamochodzie,urządziłaniezłąscenę,
nalegając,bywrócilipolalki.Tobyłogdzieśwpołowie
trasy,mijaliwłaśnieWarszawę.Akiedydziśpowiedziała
im,żeidzieznimi,Joannapoczułatenznanyskurcz
wgardle.Wiedziała,żecośbędzienietak,żecośsię
wydarzy.
Ależtujestpięknie!krzyknąłMichał,któryjako