Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ4
Zeglowalipoprzezciemnenocnegodziny,wspinającsię
napotężnefale,wtowarzystwiewichru,wyjącegoniczym
żywadzikabestia.
Ichżyciemijałowjednostajnymrytmiełódźwjeżdżała
dogórypogrzbieciefali,przecinałaiześlizgiwałasię
wdolinę,zatapiaładzióbpodpowierzchniąiodnowa.
Byłotonieprzyjemneimałokomfortowe,alezczasem
sztormniecostraciłnasileiterazufali,że,oczywiście
pomijającnieprzewidzianeokoliczności,ichłódźwyjdzie
ztegocała.
Wiatrnadalwiałjednakztakdużąsiłą,żeHalnie
zamierzałryzykowaćstawianiadelikatnychrejek
irozpinaniażagli.Niewielkiżagielsztormowynapinałsię
mocnoniczymmembranabębnaizapewniał„Czapli”tak
zwanąprędkośćsterownąnarozszalałychwodach.Ale,
chociażłódźnibyostrzyławkierunkupółnocnego
wschodu,wszyscyzdawalisobiesprawę,żetaknaprawdę
siławiatruifalpchaichnapołudniowyzachód.
Czuliztegopowodunarastającyniepokój.Znosiłoich
corazdalejidalejnawodyOceanuNieskończonego,
poktórychniktznichwcześniejnieżeglował.Ale,jak
zauważyłaLydia,niewielemoglinatoporadzić,więc
zamartwianiesiędoniczegonieprowadziło.Jejspokój
pomógłwieluczłonkomdrużynyzachowaćjakotaką
równowagę.Wpodobnychsytuacjachstrachipanika
bywajązaraźliwe.Aletymrazemwichgrupiepanował
stoicyzm.
Przywyklidowarunkówiwykonywaliwszystkiezadania
rutynowo.Najbardziejwyczerpującąpracęmiałsternik,
stojącynaplatformieiwystawionynapodmuchywiatru