Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Fajniesięruszasz–usłyszałam.–Włóżkurównież?
Nicnieodpowiedziałam,tylkouśmiechnęłamsiętajemniczo.Dalejtańczyliśmyprzytulenidosiebie.
Pochwilizdjąłmiokulary.
–No,terazwyglądaszdużolepiej.Powinnaśchodzićwsoczewkachkontaktowych.Mogłabyśteżtrochęsię
wymalować.KobietamusiczasempoprawićPanaBoga.Wcaleniejesteśbrzydka,pieniądzeznierządumożesz
posiadać–zaśmiałsię.
Tańczyliśmyjeszczeprzezjakiśczas.PotemprzyszedłJurekzdrinkami.Mojąszklankęodstąpiłam
Robertowi.Zaoferowałamsięwykorzystaćswojeznajomościibezkolejkikupićnastępnedrinki.
–Zostawjąwspokoju,tofajnadziewczyna.–Wracając,usłyszałamgłosJurka.–Szkodajejdlatwoich
kaprysów.Onaniejesttakajaktamte.
–Proszębardzo,najlepszysort.Wszędziepełnasetka,nawetpepsisięznalazła,anietożółtepaskudztwo.
Bractwokelnerskieniezapominaoswoichczłonkach.–Mówiąctowręczyłamimposzklance.
Rozpocząłsięnastępnybloktaneczny.Robertznówmniepoprosił.Tańczyliśmymocnoprzytuleni.Pachniał
drogąwodątoaletową–napewnoniebyłatoPrzemysławka.
–Jajużwychodzę.Zostajeszczyteżwychodzisz?–usłyszałam.
–Wychodzę–powiedziałambezzastanowienia.
Wyszliśmy,niemówiącnawetcześćJurkowi.PoszliśmyposamochódRoberta.ParkowałnaMałymRynku.
Zdziwionazauważyłamjakiegośczłowiekasiedzącegowjegobmw.
–TopanJózef,robizakierowcę.Wieszsama,jakjesttrudnootaksówkęwsobotęotejporze.Gdzie
jedziemy?Mamcięzawieśćdodomu,czydomnie?
–Dociebie–odpowiedziałambezchwiliwahania.
Jechaliśmy,siedzącztyłu,wtuleni.TerazmniespotkałzaszczytbyćobejmowanąprzezRoberta!PanJózef
odczasudoczasupatrzyłnanasprzezlusterko.Musiałbyćzdziwiony,żenieślicznablondynkasiedziobokjego
pracodawcy,tylkoja.Wkońcudojechaliśmy,samochódzatrzymałsięprzeddużym,pięknymdomem.
Takidomwtamtychczasachnależałdorzadkości.Niczymnieprzypominałtypowychpolskichklocków,
raczejtezamerykańskichfilmów.Weszliśmydośrodka.Wnętrzejakzżurnala!Pięknemebleidywany
napewnoniebyłykupionewPolsce.Niedawnosamaprzechodziłamkoszmarurządzaniamieszkania,
wiedziałamwięc,codostępnejestnapolskimrynku.Mójbrat,żebykupićmeblościankęowdzięcznejnazwie
„Hejnał”musiałprzezrokstaćwkolejce!Zresztą,nietylkoon–całarodzinabyławtoprzedsięwzięcie
zaangażowana.Jarównież.Cotydzieńmusieliśmypodpisywaćlistękolejkową.TerazwdomuRoberta
oglądałamidotykałammebli,lamp,bibelotówzzachwytemwoczach.Robertprzyglądałmisię
zrozbawieniem.
–Niemaszpojęcia,coznaczyurządzaćpolskiemieszkaniewdzisiejszychczasach,awięcnieśmiejsię
zemnie–obruszyłamsię,widzącjegominę.–Wiesz,żesamaprzytachałamdodomunaplecachczterdzieści
metrówkwadratowychwykładziny,brzydkiejjaknoclistopadowa,botylkotakąmożnabyłokupićwsklepie?!
Wiozłamjąwzatłoczonymautobusie,potemkawałdrogiwlokłamzprzystankudodomuprzyakompaniamencie
deszczuześniegiem!Tobyłprawdziwyhorror!Samaniewiem,jakudałomisiętozrobić.
–Niewzięłaśtaksówkibagażowej?–zdziwiłsię.
–Napostójbyłodwarazydalejniżnaprzystanek–wyjaśniłam.–Automatzepsuty,niemogłamzadzwonić
popomoc.Bałamsięoddalićodsklepuzobawy,żemijąwykupią.Terazprzeklinamtęwykładzinę,każdy
pyłeknaniejwidać.
–MamazamówiłamebleustolarzywKalwarii.Napodstawiezdjęćtłumaczyłaim,jakmająwyglądać.
ResztęsprowadziłazBerlinaZachodniego.Jejbrattammieszka–dodał.
Wczasiegdyjapodziwiałamdom,Robertwyjąłszampanaikieliszki.
–Naszłamnieochotanababcinepierogi.Zjeszzemną?byłobyjejprzykro,żeichnieruszyłem.
–Zjem,dawnoniejadłampierogów–odparłam.
–Muszęjeszczewypuścićpsa.Samanta!Donogi!
–O!Jakiwspaniałypies!Araczejsuka.Piękna.Nieszczekanamnie,bojakkażdakobietalubi
komplementy.Mądrapsina.Wiem,żemaszładnyogon,tylkouważajnamojerajstopy.
Robertwypuściłwilczuranadwór.Pokolacjiusiedliśmynakanapiezszampanemwdłoniach.Pochwiliobjął
mnieizacząłcałować.Najpierwdelikatnie,późniejcorazbardziejnamiętnie.
–Chceszsięodświeżyć?–cichospytał.
–Chybatak.
Zaprowadziłmniedoprzepięknejłazienki.Podałświeżyręcznikinowąszczoteczkędozębów.
–Możeszwziąćpryszniclubskorzystaćzbidetu.Tylkopośpieszsię.Niewygłaszajpeanównacześćłazienki,
bo…czekamnaciebie.
TakwięcwyglądanocnawizytawdomuRoberta!Ciekawajestem,jakimazapasszczoteczekdozębów?
Wyszłamzłazienki,nadolegoniebyło.Pochwilimniezawołał.Znalazłamgowjednymzpokoinapiętrze,
zktóregodochodziłanastrojowamuzyka.Leżałwłóżkurozebrany,trzymająclampkęszampana.
–Chodźdomnie–zamruczał.–Pocoznówwłożyłaśtełachy?
Powolizacząłmnierozbierać.Całując,rozpinałguziczkibluzki,agdybyłamjużnaga,położyłmnieobok