Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wciążzalegającymwdolinie,chociażbitwaskończyła
sięjakiśczastemu.
Luciennietylebałsięśmierci,coumierania,
bowiedział,żepotrwadługo,ajemupozostanie
bezradnieczekaćnakoniec,którynieuchronnie
nastąpi,gdyniebędziewstanienabraćnajpłytszego
oddechu.Spojrzałwniebo,wnadzieiżeStwórca
przyspieszyjegoagonię.Takdawnosięniemodlił,
żeniepotrafiłznaleźćsłów,którymimógłbypoprosić
Bogaoodpuszczeniegrzechówipokutę.Wimieniu
królaiojczyznyzabiłwieluludzi,zarównodobrych,jak
izłych.Kiedyrazzobaczyłbiałkaoczumartwegowroga,
prawdywiarywydałysięmumniejprzekonująceniż
wcześniej,zanimwstąpiłwszeregiarmiiizaczął
wojować.
Człowiekjestczłowiekiembezwzględunato,jakim
językiemsięposługuje,iraczejczęściejniżrzadziej
naszczęśliwypowrótżołnierzazwojnyczekająbliscy.
Podtymwzględemniebyłwyjątkiem.Nawspomnienie
rodzinyogarnąłgodojmującyżal,leczniechciał
umieraćzełzamiwoczach,więcskupiłsięnatym,
byniemyślećokrewnych.
Dzieńdobiegałkońca,słońcewisiałotużnad
horyzontem,zachwilęzapadniezmrok.Wzdłużrzędu
drzewoliwnychialoesowegożywopłotudojrzałświatło
żywicznychpochodni.Najwyraźniejktośprzeszukiwał
pobojowisko.Lucienniemiałsiłyzawołopomoc,
leżałnieruchomopodmurkiemzkamienipolnych,
zaktórymzapewneznajdowałsięogród.Poczuł
dochodzącystamtądzapachpomarańczyipolnego
kwiecia,alesięzreflektował,żetoniemożliwewśrodku