Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
E
lektrycznydyliżansszybkoprzemierzazakurzoneulice.
Ciężkiewelurowezasłonychroniąnasprzed
unoszącymisięwpowietrzupłatkamizeschłegobłota,
tegosamego,którewdzieciństwieosiadałominaskórze.
Niemogęsiępowstrzymaćprzedwyglądaniemprzez
okno.SpoglądamnaBagnoprzezszparęwzasłonach,
dziwiącsięwszystkiemu,nacopatrzę.Ostatnirazbyłam
zamuramiMagazynuwwiekudwunastulat.
Poobydwustronachulicyciągnąsiępodobnedosiebie,
brązowebudynkizglinianych,wzmacnianychsłomą
cegieł.Dachyniektórychgniją,innezapadłysię
dośrodka.Wszędziebiegająpółnagiedzieciaki,
awbocznychalejkachstojąipijąalkoholmężczyźni
dźwigającyprzedsobąciężkiekałduny.Mijamyzamknięty
dzisiajprzytułek,któregozaryglowanedrzwisprawiają
odstręczającewrażenie.Wniedzielęwzdłużtejulicy
ustawisiędługakolejkaludzi.Całerodzinybędączekać,
byotrzymaćwsparcie,ubrania,jedzenieileki,które
szlachtawswejniezmierzonejłaskawościprzeznaczyła
napomocpechowcom.Historiawyglądazawszetak
samo.Nieważne,iledarówprzybywadoBagna,nigdynie
jestichdość,byobdzielićwszystkichpotrzebujących.
KilkaulicdalejdostrzegamtrzechGwardzistów,którzy
odciągająodstoiskazwarzywamiwychudzonego
chłopca.Takwieleczasuminęłooddnia,wktórym
widziałamjakichśmężczyzn,którzynielekarzami.
Gwardziścimłodzi,mająszerokieramiona,dużedłonie
iwielkienosy.Gdydyliżanszbliżasiędonich,puszczają
chłopakaistająnabaczność.Ciekawe,czyzauważyli,jak
imsięprzyglądałam.Pospieszniezaciągamzasłony.
Jesteśmywdyliżansiewecztery,aleniemazemną
Raven.JejrodzinamieszkapodrugiejstroniePołudniowej
Bramy.Bagnojestniczymoponanarowerowymkole,