Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Hazel.–Zkimwalczyłaś?
Hazelposyłamamieponurespojrzenie.
–Znikim.Zjakimiśgłupimichłopakami.
–Otóżto.Kolejnytakiwybrykinatydzieńzamienisz
przyjemnościnaobowiązki.Żadnychzabaw,tylkopraca
–zapowiadamama.
Hazelwbijawzrokwtalerziwydymawargi.
Kiedysłuchamoichprzyziemnejcodzienności,skręca
mniezazdrość.Ponadtymstołem,gęstaniczymmelasa,
unosisięmiłość.Mamwrażenie,żecałydompulsuje
ciepłemiżyciem.Patrzę,jakOchreiHazelprzekomarzają
sięzesobą,amamaparskaśmiechemipróbujeich
uciszyć.Wiem,żepasowałabymtutajibeztrudu
wyobrażamsobie,jakbytobyło,gdybyGwardziścimnie
niezabrali.
Czujęprzemożnąpotrzebęzapewnieniamamy,
żewszystkobędziewporządku,nawetjeślipodświadomie
wiem,żetonieprawda.Niechcę,bycokolwiekrzucało
cieńnaprostąradośćmojejrodziny.
–Niemusiciesięomniemartwić–zaczynam.
Rozmowymilknąjakuciętenożem.Wszyscynamnie
patrzą.Pewnieniepowinnambyłamówićwprost.
–Toznaczy…–Spoglądamnamamę.–Nicminiebędzie.
–Mamaodkładawidelec.Zmuszamsiędouśmiechu.
Mamnadzieję,żewyglądanaturalnie.–Jutrozamieszkam
wKlejnocie.Toniesamowite,prawda?Jestempewna,
żebędąsięmnąopiekować.–Hazelmaoczywielkiejak
spodki.–Chciałamtylkopowiedzieć…Chciałam,żebyście
wiedzieli…Kochamwas.Bardzowaskocham.–Głos
misięłamie,upijamwięcłykwody.Oczymamyznów
wypełniająsięłzami.Odruchowodotykapalcamiust.
–Gdybytylkoistniałjakiśsposób…Gdybymmogła
tuzostać,tobymzostała.Ja…Jestemdumna,żejestem
częściątejrodziny.Chciałam,żebyścieotymwiedzieli.
Ichspojrzeniasprawiająmifizycznywręczból.Bojęsię,
żezamomentrozsypięsięnakawałki.Ogieńwkominku
przygasłiwpokojupanujepółmrok.
–Trzebadorzucićdrewna–mówięniezręcznie,wstając.
–Przyniosę.