Book content
Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
paniStevens,anawidokszerokiegorozcięcia
zmarszczyłaczoło.–Trzebatonatychmiastopatrzyć
–zawyrokowała.
LadyEllingtonskrzywiłasięzbólu,anajejczolepod
liniąprzeplatanychsiwiznąjasnychwłosówpojawiłysię
kropelkipotu.
–Nicjejniebędzie?–ZaniepokojonaMarianne
zwróciłasiędopaniStevens.
Jednazjejkoleżanekzeszkołyprotestanckiej
weFrancji,gdzieMariannespędziłakilkalat,podobnie
sięzraniła.Wranęwdałosięzakażenieinieminęły
nawetdwatygodnie,apełnażyciadziewczynka
spoczęłanaprzykościelnymcmentarzu.Żadne
znieszczęść,którespotkałyMarianne,nierównałoby
sięzutratąladyEllington.
–Niematakiejobawy–zapewniłająmatczynym
tonempaniStevens.–Jednakranętrzebazeszyć.
Przyprowadźmojegosyna.Byłmedykiempodczas
służbywmarynarce.Zajmiesiętym.
–Przecieżniebyłogonaobiedzie–zauważyła
Marianne.
–Przyszedłpóźniejiprzypuszczalniejestteraz
wmęskimgronie.Idźszybko.Jazostanętutaj.
Mariannepodniosłasięiwyszłazgabinetu,przybita
niespodziewanymzranieniemhrabiny,doktórejzdążyła
sięprzywiązać.Skręciładohallu,alezarazsię
zatrzymała,straciwszyorientację.Kiedypoopuszczeniu
salonuszłazobiemapaniamidogabinetu,byłazbyt
poirytowanadrwiącymiuwagamipannyCartwright,
żebyzwracaćuwagęnaotoczenie.
„Gdziesiępodziewalokaj,kiedyjestpotrzebny?”