życia.
–Zamknijoczy–rozkazałaRachela.
–Dlaczego?–Joannanielubiłaniespodzianek.
–Zobaczysz.–IsabelapodniosłaręceJoanny
izasłoniłajejoczy.
PrzyjaciółkiześmiechemwprowadziłyJoannę
dopokoju.Wwilgotnym,chłodnympowietrzu,
ogrzanymtylkoodrobinęporannymsłońcem,unosiłsię
zapachlawendyużywanejdoodświeżania
prześcieradeł,słodkawońulubionychbiszkoptów
RacheliikonwalioweperfumyGrace.Towszystko
przypominałoonadchodzącejzimie,Joannapomyślała
oubiegłorocznychświętachBożegoNarodzenia,które
spędziłyrazem,iuświadomiłasobiezesmutkiem,jak
dalekobędąodsiebiewgrudniutegoroku.
–Dobrze,terazotwórzoczy–poleciłaIsabela.
Joannaopuściłaręce.Isabela,RachelaiGracestały
wokółniewielkiegostolikaprzykrytegoobrusem.
RachelaupiekłaulubionecytrynoweciastoJoanny
iustawiłajenaniewielkimpodwyższeniu,wokół
któregoleżałytrzyprezenty.
–Gratulacje!–zawołałychóremdziewczęta.
–Ponieważtypierwszaobejmujeszposadę,nie
mogłyśmypozwolić,byśwyjechałazezwyczajnym„do
widzenia”–oznajmiłaGracezpowagą,któranie
opuszczałajejodczasutamtejnieszczęśliwejwpadki.
–Niewiadomo,kiedyznowusięspotkamy.
JoannaotoczyłaGraceramionami.
–Przestań,bosięrozpłaczę!
–Niewygłupiajsię,tynigdyniepłaczesz.–Grace
uścisnęłająmocno.–Zjedzmytociasto.