Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
O
kazałosię,żewkrokietajednocześniemożegraćtylko
sześćosób,cobardzomiodpowiadało.Siedziałam,
obserwowałaminnychipróbowałamzrozumiećzasady
nawypadek,gdybymdoczekałasięswojejkolejki.Miałam
przeczucie,żeznudzimysięizakończymygręznacznie
wcześniej,zanimwszyscybędąmieliokazjęspróbować.
–Boże,spójrzcienajegoramiona–westchnęła
Maureen.Niemówiładomnie,alemimowszystko
popatrzyłamnaClarksona,któryzdjąłmarynarkę
ipodwinąłrękawy.Wyglądałbardzo,bardzoatrakcyjnie.
–Jakmamsprawić,żebymnienimiobjął?
–zażartowałaKeller.–Wprzypadkukrokietatrudno
symulowaćkontuzję.
Dziewczętawokółniejroześmiałysię,aClarkson
spojrzałwichstronęzcieniemuśmiechunaustach.
Zawszetaktowyglądało:tylkocień.Jaksięnadtym
zastanowić,nigdyniesłyszałam,jaksięśmieje.Zdarzało
musiękrótkieparsknięciezrozbawienia,alenigdyniebył
takszczęśliwy,bypoprostuwybuchnąćśmiechem.
Mimototenśladuśmiechunajegotwarzysprawił,
żesiedziałamjaksparaliżowana.Tomiwzupełności
wystarczało.
Drużynyprzeszłydalejpoboisku,ajabyłamboleśnie
świadoma,żeksiążęstoibliskomnie.Gdyjedna
zdziewczynoddałacałkiemzgrabnystrzał,rzucił
miszybkiespojrzeniebezporuszeniagłową.Popatrzyłam
naniego,aonzpowrotemzająłsięgrą.Częśćdziewcząt
zaczęłabićbrawo,gdypodszedłbliżej.
–Tamstoistółzprzekąskami–powiedziałcicho,nie
patrzącnamnie.–Możepowinnaśnapićsięwody.
–Czujęsiędoskonale.
–Brawo,Clementine!–zawołałdodziewczyny,która
zpowodzeniemzmarnowałakolejnystrzał.–Mimo
wszystko.Odwodnieniepogarszabólgłowy.Może