Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Dozorczyniubranawciemnozielonąkurtkęwyprowadzała
ukochanegojamnikanaspacer.Dzierżącwjednejręce
łopatkędozbieraniapsichodchodów,awdrugiej
brązową,mocnojużzużytąsmycz,podążaławstronę
niewielkiegoskrawkazieleniodgrodzonegoodchodnika
niskimi,czerwonymibarierkami.Dochodziłagodzina
siódma,pierwsilokatorzywychodzilizkamienicy,
podążającszybkimkrokiemwkierunkuprzystankulub
zaparkowanychsamochodów.Dozorczyniwitałasię
zkażdymkrótkim„dzieńdobry”,obiecującsobie,
żetojużostatniraz,gdywitasięzsąsiadamipierwsza.
Obietnicętakąskładałasobieniemalkażdegodnia,
nazajutrzoniejzapominając.Właśniemiałaukłonićsię
Rudej,botaknazywaławmyślachlokatorkęspod
czwórki,gdynieopodalklatkischodowejzatrzymałsię
pokaźnychrozmiarówsamochód,akierowcazaczął
przeraźliwietrąbić.Ruda,zaspanajeszczeiniedokońca
przytomna,przystanęłaporuszonanagłymdźwiękiem.
Dozorczynizaś,zrysującymsięnatwarzyzacięciem,
pociągnęłasmyczimimożejamniczekwnajlepsze
prężyłsiępodkrzaczkiemruszyławstronęhałaśliwego
auta.
Wysiadłazniegokobieta,któraniezważającani
naosłupiałąRudą,aniteżnacorazbardziejczerwoną
natwarzydozorczynię,zagwizdałanapalcachikrzyknęła
wstronęjednegozokien:
Pobudka!Drzewoprzyjechało!Wstawać,śpiochy,