Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Poszarzałepopołudnioweniebociężkounosiłosięnad
miastem.Nietrudnobyłozauważyćnapływające
zewschoduposzarpane,ciemnoszarechmury.Alicja
skrzywiłasię,obserwujączmieniającąsięaurę.Żałowała,
żeniemaprzysobieparasolki.Kiedywychodziłazdomu,
byłowmiarępogodnie.Teraz,stojącnaprzystanku
autobusowym,czułanieprzyjemnepodmuchycoraz
silniejszegowiatru.Kilkaosóbschroniłosięprzed
deszczempodwiatąprzystanku.Każdyznadzieją
wypatrywałswojegoautobusu.Wrazznarastającym
wiatrem,kroplezacinałycorazmocniej.Woddalizaczęło
grzmieć.Niebojeszczebardziejpociemniało.Gdy
podjechałwyczekiwanyprzezAlicjęautobus,niemal
rzuciłasiędodrzwi.Tużprzedniąbiegłakobieta,której
reklamówkazzakupamizahaczyłaoostrąkrawędź
stojącejnaprzystankuławki.Pociągnięta,rozprułasię,az
jejwnętrzawypadłyjabłkaipomarańcze.Alicja
wpierwszymodruchuchciałajepozbierać,widzącjednak,
żekobietamachnęłarękąnatenincydent,samarównież
wbiegłanaschodkiautobusu.Otrzepującpłaszcz
zciężkichkropli,rozglądałasięzawolnymmiejscem.
Dostrzegłajenasamymkońcu.Byłojejzimno,pragnęła
usiąśćiskulićsięwsobie,abychoćtrochęrozgrzać
wysmaganewiatremdłonieiuszy.Dochodziłaczternasta.
Niebyłatogodzinaszczytu,powinnazatemdotrzeć
doszkołynaczas.Wiedziała,żejejcórkanielubiczekać
wszatni,anaświetlicę,gdzieprzebywałyrównieżstarsze