Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁIV
DZIECKOMARSHALSEA
MaleńkaDorritodpierwszejchwiliswegożyciastałasięjakby
własnościąogółu,zamkniętegowobrębiemurówwięzienia
Marshalsea.Wiedzielioniejwszyscyikażdypragnąłjązobaczyć,
kobietyimężczyźninosilijąnarękach,nadającjej,jakgdyby
zawspólnąumową,jednoimię–Maleńka!
Takbyłamałaicichutka.
–Powinnazostaćmojąchrzestnącórką–odezwałsięodźwierny,
patrzącnamaleństwojakimśojcowskimwzrokiem.
PanDorritspojrzałnaniegoniepewny.
–Trzymałbyśjąpandochrztu?–spytałwreszcie.
–Bardzochętnie–zawołałdozorcazwidocznymzadowoleniem.
Ochrzczonozatemdziewczynkęwnajbliższymkościele
wniedzielępopołudniu,kiedyodźwiernymiałwolne,ichrzestny
ojcieczdumąniósłjązpowrotemdodomu,zapewniając,żecałym
sercemwyrzekłsięwjejimieniuwszelkichsprawszatana.
OdtądmiałpewneprawadoMaleńkiejikorzystałznichchętnie.
Skorozaczęłachodzićimówićcokolwiek,kupiłdlaniejwysokie
drewnianekrzesełkoistawiałjeobokswegoprzedkominkiem,
naktórympłonąłzwyklesłabyogień.Maleńkapolubiłaizbę
odźwiernego,jejkominekiciepło,swójwysokistołekitaniecacka,
jakienanimznajdowała.Przywiązałasiędochrzestnegoojcaiczęsto
możnabyłowidziećjejdrobnąpostaćpokonującąztrudemkilka
schodków,ażebydostaćsiędojegostancji.
Zdarzałosię,żezasypiałaprzedkominkiemnawysokimswoim
stołeczku,wówczasodźwiernylekkoiostrożniezarzucałjejnagłowę
swojądużąchustkęodnosa.Jeśliniespała,ubierałalalki,rozmawiając