Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Proszępana,czytojestPlumfield?zapytałobdartychłopak
mężczyznęotwierającegobramę,przedktórąstanąłomnibus.
Tak,ktociętuprzysłał?
PanLaurence;mamlistodniegodosamejpani.
Dobrze,mójzuchu!Idźnagóręioddajgotylko,tojużciępani
zpewnościąprzyjmie.
Żartobliwytontegoczłowiekadodałchłopcuotuchy,więc
ośmielonyjegosłowami,poszedłdalej.Miły,wiosennydeszczyk
skrapiałkiełkującątrawkęirozkwitającedrzewa,pozaktórymiNat
zobaczyłobszerny,czworobocznydomzestaroświeckąbramą,
szerokimischodamiimnóstwemoświetlonychokien.Ponieważani
firanki,aniokiennicenieprzysłaniałyświatła,więcstanąwszy
nachwilę,zanimpociągnąłzadzwonek,zobaczyłdużomałychcieni
poruszającychsięnaścianach,usłyszałmiłyszmermłodocianych
głosówizadumałsię,czytorzeczmożliwa,bydom,wktórymjest
tyleświatła,ciepłaiwygód,stałsięschronieniemdlatakiegojak
onsieroty.
Rumianadziewczynaotworzyłamudrzwiiuśmiechnęłasię,
odebrawszylist,któryjejpodałwmilczeniu.Widoczniebyła
przyzwyczajonadoprzyjmowaniaobcychchłopaczków,wskazała
mubowiemkrzesłowsieniirzekła,skinąwszygłową:
Usiądźtusobieiobeschnijtrochęnasłomiance,ajatymczasem
zaniosęlistdopani.
RóżnezajmującerzeczyskracałyNatowiczaswyczekiwania;
rozglądałsięciekawie,bogowszystkobawiłoiradbył,żeniktgonie
widzisiedzącegowciemnymkąciku,przydrzwiach.
Wcałymdomuroilisięchłopcy,naróżnesposobyuprzyjemniając
sobiedżdżystepopołudnie.Wszędzieichbyłopełnoiprzezotwarte
drzwiukazywałysięzewsządwesołegromadkidużych,małych
iśrednichchłopaków,znajdującychsięwróżnychstopniach