Gestykulowaligwałtownie,wchodzącsobienawzajem
wsłowo.
Większośćtowarzystwastanowilipisarzeiuczeni.Nie
brakowałokupcówiartystów.Znalazłasięteżpara
francuskichemigrantów.Niebyłonatomiastżadnego
wojskowegoopróczniego.Całetowarzystwobyłozajęte
wyłączniesobą;niezwróciłonniczyjejuwagi.Kobiet
byłoniewiele–alewszystkiewypowiadałysięrównie
śmiało,comężczyźni.
Randallnieprzepadałzatakimgłośnym
irozgadanymtowarzystwem,więcsamrównieżtrzymał
sięodniegozdalekawodległymkąciepokoju.
Wiedziałzgóry,żetakbędzie,iterazwyrzucałsobie,
żepowinienzostaćwSomervil.Uległjednaknamowom
siostryiprzyszedł.PaniBentinck,dośćserdecznaprzy
powitaniu,ostrzegłago,czegomożesięspodziewać.
–Nierobimyceregieli,milordzie.Niemamyzwyczaju
nikogoprzedstawiać.Musipansamsobieradzić,jak
resztagości.
Rzekłszyto,oddaliłasięzHattie,pozostawiając
muwybórgrupki,doktórejmógłbysięprzyłączyć.Ale
Randallniechciałsiędonikogoprzyłączać.Bonaparte
maszerowałprzezFrancjęiAngliaznowuznalazłasię
nakrawędziwojny,niewgłowiemubyłyjałowe
dysputy.
–Comyśliszonaszymmałymzgromadzeniu,Randall?
–zagadnęłasiostra,którawróciładoniego
zkieliszkiemwina.
–Tomabyć„małezgromadzenie”,Hattie?
–Niektórzyznichprzybylizdaleka,specjalniepoto,
żebywziąćudziałwtymspotkaniu–oznajmiłazdumą.