się,alenienatyleszybko,byniezdążyłwyczuć
kwiatowejnutyperfum.Sięgnąłpopióro.
–Czybędęjeszczepotrzebna?–zapytała,widząc,jak
kreślipodpisnaostatnimzarkuszy.
–Narazienie.–Zabrałapapiery.Spódnicacicho
szeleściła,oblepiającjejuda,gdyzmierzaławstronę
drzwi.–Zaczekajchwilę.
Posłuszna,jakzawsze,odwróciłasię.Jasnebrwi
uniosłysięwoczekiwaniu.
Byładobrąasystentką.Jednakpodwizerunkiem
osoby,któraspełniłabykażdeżyczenieswojegoszefa,
dawałosięwyczućsporepokładyambicjiisilnąwolę.
Obietecechymogąmusięprzydaćwweekend,oile
pannaStewartzechcewziąćudziałwjegomałej
mistyfikacji.Ategobyłprawiepewien.
–Tak,panieMoretti?
Lucanerwowobębniłpalcamipoblaciebiurka.Nie
lubiłkłamać.Jednaktenweekendbyłdlaniego
wszystkim,aHannahStewartmiałazostaćtrybikiem
wmaszyneriijegożycia.Bardzoistotnymtrybikiem.
–Mamważnespotkaniewtenweekend.
–Pamiętam–potwierdziła.–Pańskibiletjest
wpaszporcie.Kierowcazabierzepanazapartamentu
jutroodziewiątej.Mapanzarezerwowanylot
zHeathrownaSantaNicolapunktualnieodwunastej.
–Właśnie.–Nieznałszczegółów,alezgodnie
zoczekiwaniamiHannahmujeprzypomniała.
–Wyglądanato,żejednakbędępotrzebowałpomocy.
Natwarzyasystentkinadalmalowałsięniezmącony
spokój.
–Pomocywsprawachorganizacyjnych?