–Dzieńdobry,Edmundzie.Musiałeśwstaćwcześnie,
żebyzdążyćnaodpływ–powiedziała.
Bratstęknąłiodgarnąłmokrewłosyztwarzy.
–DlaczegoBaldwinniemógłzbudowaćdomutrochę
niżej?
ByłtojegostałyżartiEleanorsięroześmiała.
–Jesteśorokstarszy.Nienarzekałeś,kiedymiałeś
dwadzieściapięćlat.
Wyciągnęładłoń,abypoklepaćgoporamieniu.
Edmundchwyciłdłońiuściskał,poczymodsunął
siostręnadługośćramieniaiprzyjrzałjejsięuważnie.
–Jesteśszczuplejszaniżroktemu–orzekł.–Matka
niebędziezadowolona.
–Będęmiałakilkadni,abydoprowadzićsię
doporządku.Chybaniemuszęwracaćjużdziś?
Edmundzaprzeczyłruchemgłowy.
–Nie.Czymogęwejśćdośrodka?Muszędostać
trochęwina,żebysięrozgrzać.
Eleanorpoprowadziłabratadoswojejulubionej
przytulnejkomnaty,mieszczącejsięnaparterze,której
oknawychodziłynagroblę.Przedkominkiemczekał
zastawionystół,asłużebnanalewaładokielichów
grzanewinoinakładaładomisparująceostrygi.
Edmundwyjąłztorbyzłożonypergaminipodał
gosiostrze.Przyjrzawszysięwoskowejpieczęci,
rozpoznałaherbTawstottiosobistyznakojca.Odłożyła
listnastółiskierowałauwagęnaswojenakrycie.
–Nieprzeczytaszlistu?–spytałEdmund.
–Amuszę?–Eleanorspojrzaławzieloneoczybrata,
takpodobnedojejwłasnych.–Jestwnimtosamo,
coprzezostatnietrzylata.Naszojciecprzypominami,