Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałII
Pomglistymwieczorzemegopierwszegozetknięcia
zCrimsworthHallnastąpiłwspaniałypaździernikowy
poranek.Wstałemwcześnieiprzechadzałemsiępodużej,
przypominającejparkłące,któraotaczaładom.
Wschodzącespozawzgórzhrabstwajesiennesłońce
ukazywałowswymświetleprzyjemnąkrainę;spokojne
brązowelasyurozmaicałyrzeźbępól,zktórychniedawno
zwiezionoplony;napowierzchniwijącejsięmiędzy
lasamirzekiodbijałsięcokolwiekzimnyblask
październikowegosłońcainieba;wzdłużbrzegówrzeki
wyrosłygęstowysokie,cylindrycznekominy,wyglądające
niemalżejaksmukłeokrągłewieże,którewskazywały
naobecnośćfabryk,nawpółukrytychpośróddrzew;
przyjemnedlaokaterenynazboczachwzgórzzajmowały
tuiówdzieposiadłościpodobnedoCrimsworthHall;
ogólnierzeczujmując,krajobrazprezentowałsięwesoło,
ruchliwie,urodzajnie.Para,handelimaszyneriadawno
jużprzegnałyzeńwszelkąromantyczność,zatarły
wrażenieodosobnienia.Pięćmildalejrozpościerałasię
międzyniskimiwzgórzamidolina,wktórąwtulonebyło
wspaniałemiastoX.Gęste,utrzymującesięstaleopary
spowijałyzabudowaniatamteżznajdowałsię„Zakład”
Edwarda.
Wysiliłemoko,byzbadaćbliżejówwidok,wysiliłem
umysł,bysięnadnimprzezchwilęzastanowić,gdyzaś
przekonałemsię,żeniewywołujeonwmymsercu
żadnychprzyjemnychuczućiżeniewzbudzażadnych
znadziei,którepowinienżywićmężczyznanawidok
otwierającejsięprzednimwizjikariery,powiedziałem
sobie:„Williamie,buntujeszsięprzeciwkookolicznościom;
jesteśgłupceminiewiesz,czegopragniesz;wybrałeś