Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Westchnąłciężko,znacząco,jakbywłaśniespotkałsięzkimś,komu
musitłumaczyćnajbardziejpodstawoweprawarządzące
wszechświatem.
–Niechpanposłucha–powiedziałem,opierającsięoprzednifotel
pasażera.–Niktniewie,żepanzemnąrozmawiał.Isięniedowie,
przynajmniejnieodemnie.Apozatymnawetnieznampańskiego
nazwiska.Szczerzemówiąc,niewiemteż,jakimsamochodempan
jeździ.Chybasrebrnym,co?
–Białym.
–Ipocomipanmówi?Zresztąsampanwidzi:nawetnatonie
zwróciłemuwagi.Nicopanuniewiem,więcniebędęwiedział,jak
panaznaleźć.Cokolwiekterazmipanpowie,zostanietylkomiędzy
nami.
Milczałchwilę,marszczącbrwiiintensywniesięnadczymś
zastanawiając,ażwreszciepoprostumachnąłręką.
–Jatowsumieniczegoniewiem.
Uśmiechnąłemsiępółgębkiem.
–Panżartuje,prawda?–odezwałemsię.–Ilepanjeździ
nataksówce?
–Będziezpięćdziesiątlat.
Gwizdnąłemzuznaniem.
–Wedługmnieniktnieznamiastatakjaktaksówkarze.Zludźmi
cośsiędziejewtaksówce,otwierająsiębardziejniżwkonfesjonale.
Opowiadająkto,zkimidlaczego,aprzyokazjidowiadujesiępan,
gdziesąnajlepszeimprezyiburdele,ktonaczymtrzymałapę.Skoro
jeździpanpięćdekad,towiepanwszystko.
–Czemupantakdrąży?–zapytał,ciąglesięwahając.
–Mójprzyjacielmakłopoty.Obawiamsię,żeprzezludzi,
zaktórymijechaliśmy.
–Topańskiprzyjacielmanaprawdęprzejebane.
Uniosłemwysokobrwi.Zdziwiłomnieprzekleństwowustach