nicmocniejszego.Wsiadaj,wsiadaj.
WtymmomencieDanapowinnabyłastanowczosię
sprzeciwićiusiąśćzakierownicą,aletakbyła
zdenerwowanaprośbąowspólnezamieszkanie
izaabsorbowanawymyślaniemstosownejodmowy,
żeposłusznieusiadłaobokfotelakierowcy.
–Takbymchciała,żebyśznowubyławdomu,byłoby
cudownie–przemawiałaprzymilnieMandy,kierując
samochódwstronępobliskiejrestauracji.
–Ależ,mamo…–zaczęłaDana.
–Twójojciecorzekł,żeniezechcesz,ale
jawiedziałam,żeonkłamie–ciągnęłabynajmniejnie
zbitaztropuMandy.Naglepopoliczkachzaczęły
jespływaćłzy,zadrżałydłonietrzymającekierownicę.
–Stwierdził,żejesteśzadowolonaznaszegorozwodu,
boterazbędzieszmogłaspędzaćznimwięcejczasu,
aprzytejokazjiniebędzieszskazananamoje
towarzystwo,cocięucieszy,bomnienienawidzisz.
Danapopatrzyłanamamęwosłupieniu.
–Ależtonieprawda!–zawołałazoburzeniem.
–Nigdyczegośtakiegoniemówiłam!
Cienkiewargimatkizaczęłydrżeć.
–Wiesz,żewymusiłnamniezgodęnarozwód
–powiedziała,łkając,Mandy.
–Tatuś?–Danabyłazszokowana.Nigdybynie
przypuszczała,żeojciecmożetakpostąpić;tobyło
doniegoniepodobne.Zkoleimamaniemogłakłamać.
–Odczasunaszegoślubuzawszebyłyinnekobiety
–kontynuowałarozgorączkowanaMandy,pochlipując.
–Ożeniłsięzemnądlatego,żezaszłamwciążę.
Zresztą,jaktylkosięotymdowiedział,próbowałsię