Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁTRZECI
Kimdokuśtykałaprzezlotniskodohalilotów
lokalnych.Miałanadzieję,żeudajejsiędostaćmiejsce
wktórymśzprywatnychsamolotów.Topozwoliłoby
uniknąćwędrówkidomiasta,apotemdługiejmęczącej
podróżypociągiem.Przynajmniejtymrazemlosjej
sprzyjał.Podpisałapotwierdzeniezapłatykartą
iprzeszładopoczekalni.Pokilkuminutachkomunikat
wezwałpasażerówiniewielkagrupkaludziustawiłasię
wkolejce.
Przejściedosamolotuprowadziłodługimpasażem
osłoniętympłóciennymdachem,którymszarpały
lodowatepodmuchywiatru.Kimbyłanagranicy
wyczerpaniaicałkiemjużzobojętniałanato,czy
wieczorowymstrojemzwracaczyjąśuwagę.Niestety,
jejzmysłyniestępiałydotegostopnia,byprzestała
odczuwaćkatusze,jakienogomzadawałomroźne
powietrze.Podstopamiwirowałypłatkiśniegu,gdyszła
wstronęschodówdostawionychdodwusilnikowego
odrzutowca.
Drzemałapodczaskrótkiego,niespokojnegolotu
wstronępółnocnych,pokrytychśniegiemwzgórz
hrabstwaUlster.Obudziłasię,dopierogdysamolot
stuknąłkołamiopas.Zaspanymioczamipatrzyła
nabezbarwnyzimowywidokzaoknemiznówopadła
falawątpliwości.Możliwe,żetrochęprzesadziła,
kierującsięprostozLosAngelesdomałego
miasteczka,gdziezamieszkałaowdowiałamatka.
Nocóż...Czasemtrzebazaufaćinstynktowi,