narzekałnabrakpowodzeniaukobiet,potrząsnął
głową.
–Cieszęsię,żetosłyszę,szczególniewtejchwili.
Wjegotoniezabrzmiałsarkazm.Rorysądził,
żeCoburnniewyleczyłsięjeszczezeswojejwkrótce
byłejżony,którazostawiłagoprzedrokiem,ale
bynajmniejniemiałracji.MałżeństwozDianą
odpoczątkubyłogłupimpomysłem;miałostłumićból
pośmierciojca.Coburnpotrzebowałwtedyobsesji
inamiętności,aterazmusiałsięuwolnićodjednego
idrugiego.Toteżtylkowzruszyłramionami.
–Ror,niemamjużdwudziestupięciulatinie
wystarczamipiękneciało.
TwarzRory’egościągnęłasięwostrzeżeniu.
–Coburn…
Tenjednaktylkopomachałręką.
–Nierozumiem,czymsiętakniepokoisz.Mam
tęmowęnakartcewkieszeni.
Rorywymowniepopatrzyłponadjegoramieniem.
–Dianastoizatobą.
CałakrewodpłynęłaztwarzyCoburna.
–MojawkrótcebyłażonaDiana?
–Trafiłeśwsedno.
Sercezabiłomuszybciej,apalcezacisnęłysię
naszklaneczcezwhisky.Byłprzygotowany
nakonfrontacjęzDianądopieronastępnegodnia,gdy
będąmieliprzedsobąpapieryrozwodowe.Sądził,
żewówczasbędziewstaniespojrzećwtwarzkobiecie,
któraprzedrokiemodeszłaodniego,nieoglądającsię
zasiebie,apotemdopilnowała,żebyniespotkalisięani
razu.NiebyłotoprostenaManhattanie,gdzieludzie