siędorozmowynatemat,którynadalwprowadzał
jąwstanlekkiejpaniki.
–Pracowałamwkawiarnibardzomiłychludzi,którzy
traktowalimnieprawiejakrodzinę.Bardzosięznimi
zżyłam.Niestetynajstarszysynuznałchyba,żemam
wobecjegorodzinyjakiśdługwdzięczności,bonie
przyjmowałdowiadomości,żemogęodrzucićjego
niezbytwyrafinowanezaloty.Kupiłnawetpierścionek
ioświadczyłmi,żezostanęjegożoną.
–Niewystarczyłomuwyjaśnić,żemaszinneplany?
Możemiałpowody,żebysądzić,żejesteś
zainteresowana?–Podejrzliwośćznówwzięłagórę
iMateoniezamierzałjejnawetukrywać.
–Jasne,towszystkomojawina.–Westchnęła
zrezygnacją.
–Niektórekobietywdająsięwromans,pozwalająsię
rozpieszczać,aleniesągotowenicdaćwzamian.
–Mateowzruszyłramionamiiodwróciłsięwstronę
okna.Jedyniejegonapiętebarkiwskazywały
nawzburzenie,którepróbowałukryćpodmaską
cynizmu.
–Jasne,możewtwoimświecie.
Doktorodwróciłsięgwałtownie.
–Chceszmipowiedzieć,żenierobiłaśmunadziei?
–Myślę,żekiedyodmówiłampójściaznimdołóżka,
Emiliopowinienbyłzrozumieć,żenicztegoniebędzie,
prawda?
–Emilio?EmilioConti?–Przypomniałsobieniezbyt
rozgarniętegorosłegosąsiada,którywdzieciństwie
postanowiłpodporządkowaćsobieszczupłego
dwunastoletniegoMatea.Srodzesięrozczarował,gdy