Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁDRUGI
Powinienbyłprzewidzieć,żezanimpobiegnie.Kiedy
złapałagozaramię,dotykjejdrobnejdłoni
zelektryzowałgo.Stanąłiodwróciłsię.RosieClifton,
mimojegoewidentnejprzewagi,niezamierzałasię
poddać.Byłanieustraszona.Niepotrafiłjejzatonie
podziwiać.
‒Możeszprzyjśćwinnymterminie‒powiedziała,
trzymającgomocnozaramię.‒Obiecuję.
‒Czyżby?‒uśmiechnąłsięironicznie.
Zauważył,żejejźrenicepowiększyłysię,aoczy
pociemniały.Czyżbyteżczułatodziwneelektryzujące
napięcie,którezrodziłosiępomiędzynimi?Cóż,tym
gorzej;jegocelembyłynegocjacje,nieromans.
‒Niejesteśmynawetubrani‒zauważyłatrzeźwo
Rosie.‒Niebędziemysięczućswobodnie,aprzecież
mamydoomówieniaważnesprawy…
Musiałprzyznać,żeudałojejsięznaleźć
przekonującyargument.Jejśliczniewykrojone,lekko
nadąsanewargirozchyliłysię,gdyczekaławnapięciu
najegoodpowiedź.
‒Wrócęinnegodnia‒zgodziłsię.
‒Dziękuję‒zawołałazulgą.
Oczywiściezdawałsobiesprawę,żepopełniabłąd
‒dawałjejczasnaprzygotowaniesię.Ciotkazapewne
patrzynaniegozgóryizacieraręce.Naprawdęnieźle
torozegrała,stawiającnaprzeciwsiebiedwieosoby
otymsamymcelu,aleskrajnieróżnympodejściu
dożycia:idealistkębezgroszaprzyduszyipotentata