jącorazbardziejirytować.
–Stop.
Awięcdziesięćcentymetrów.Niemożnabyłotego
odrazupowiedzieć?Westchnęła.Byłarozdrażniona,
mdliłoją,wdodatkunabrzmiałepiersibolałyjak
cholera.Potrzebujenatychmiastnowegowiększego
stanika.
–Dobrzegoterazwidzisz?
–Praaawie…
Zawszegdyrobiłcośważnego,wniecoteatralny
sposóbprzeciągałsylaby.Itoteżjąwnimpociągało.
Nagłytrzaskrozdarłciszęnocną.Portiapatrzyła
wplątaninęgałęzi,starającsiędostrzec,cosiędzieje.
Jaknazwolnionymfilmiewidziałaspadającego
zmangrowcaEastona.Głuchemuodgłosowi
uderzającegooziemięciałatowarzyszyłonagłe
zamilknięciechórunocnychptaków.Zupełniejakby
zaciekawiłjeloslekarza.
Przerażonapoczuła,jakdrętwiejąjejkończyny.
Szybkosięjednakopanowała.Onsięnieruszał,
awciemnościniemogładostrzec,czyoddycha.
–Easton!–zawołała,błagającwduchu,
byodpowiedział.
Leżałpoddrzewemzrozrzuconymikończynami.
Jeszczetrochę,awylądowałbynasterczących
poplątanychkorzeniach.Mógłbysięnaktóryśznich
nadziać!
Przykucnęła,żebymusięprzyjrzeć.DziękiBogu,
oddychał.Wyczułateżmiarowypuls.Niestetynie
reagowałnajejdotyk.
Położyłamurękęnaramieniuidelikatnienim