Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
MamaPortiiSotomiatakiepowiedzonko:doktory
nierosnąnadrzewach.Możedającjejosobliweimię
miałanadzieję,żeodwrócionouwagęodewentualnych
brakówwurodzie?Iżecórkęloswkońcupobłogoawi
oświadczynamidwukrotnieodniejstarszego,wziętego
specjalistywjakiejśrzadkiejiposzukiwanejdziedzinie
medycyny?Chociażbypodologa?
MamaPortiinapewnojednaknieprzewidziałatakiej
otosytuacji:jejcórkasiedzipodniebotycznąpalmą
iobserwuje,jakdoktorEastonLourdeszwisa
naugiętychkolanachzgałęziistarasięwyplątać
zroślinnejgęstwinydzięcioławielkodziobego.Tego
wybitnegoweterynarzabezresztypochłaniało
ratowaniezagrożonychgatunkówidążenie,bymogły
żyćwswoimnaturalnymśrodowisku.Oddanie,zjakim
wjegopracyasystowałamuPortia,zdawałosiębyćdla
niegosprawądrugorzędną.
Spomiędzykonarówstaregoczarnegomangrowca
łypałynaniąmaleńkiegwiazdy.Fioletoweniebo
zachodzącegosłońcazmieniałokolornacoraz
ciemniejszy.ZmierzchbyłdlaPortiiulubionąporądnia.
Przezparnągęstwinędrzewzaczynałysięprzedzierać
pierwszedźwiękiwydawaneprzeznocneptaki.
Wszystkowyglądałoładniej,byłobardziejwyrazisteniż
wblaskusłońca.
Rezerwatzmieniałsięwraj.Spowijałogotajemnicze
piękno.Portiawżyciuniewyobrażałasobie,żekiedyś
znajdziesięwtakczarownymmiejscu.