Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałdrugi
Nate
Wchwiligdyznaleźliśmysięzadrzwiami,
spostrzegłemRicka,którysiedziałdokładniewtym
samymmiejscu,wktórymgozostawiłem.
–Hej,nadaltutaj?–zapytałem,marszczącczoło.
–Nie,wyszedłemgodzinętemu.
–Człowieku,zadzwońdonocnegoochroniarza
ispytaj,cogozatrzymało–zasugerowałem.–Jesteś
absolutniepewny,żeniedaszradyprzyjśćnaurodziny
Sethawsobotę?
Pokręciłprzeczącogłową.
–Absolutnie.Rodzinaprzyjeżdża.Alenastępnym
razembędęnapewno.
Skinąłemmugłowąwroztargnieniu,bospojrzałem
naRosie.Marszczyłabrwiigrzebaławtorebce.
–Tonarazie,Rick.–PodszedłemdoRosie
izerknąłemjejprzezramię.Wyglądałonato,
żemamniejwięcejczterydolarywportmonetce.
–Gotowa?–Uśmiechnąłemsięszeroko.
Spojrzałanamnie,anajejustachpojawiłsię
przekornyuśmiech.
–Właściwietoniemogęiść.Właśniesobie
przypomniałam,żemuszęumyćwłosy.Przepraszam.
Spławiłamnieporazczwarty,aledlaczegomisię
topodoba,docholery?
–Maleńka,mamzamiarkochaćsiędziśztobą,więc
dobrzebybyło,gdybyśjednakzemnąposzła.