Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
CZĘŚĆPIERWSZA
1
Jestemładna–pomyślałaMartaMajewska,ujrzawszysięwlustrze.
Aptekamiałastare,wypełnionemeblowąpoliturąwnętrze.Szufladki,
wieżyczkizrżniętegowbejcowanymdrewniegotyku,zmatowiałe
zestarościboazerie.Ilustra;trochęwyszczerbione,trochęzżółkłe,
zaszkłemgablotwłukowych,nibyromańskichoprawach–wszędzie
lustra.Chybajestemładna?–zastanawiałasięMarta,gdyskręcony
wślimak,nabityludźmiogonekwypchnąłjątużprzedladę,zaktórą
byłylustra.–Tobzdura–powiedziałaniemalszeptem–jakatam
ładna?Przyjemnaityle.Znośna.Wlustrzewidaćbyłoniewysoką
postać,szczupłątwarzzzadartymnoskiem,ciemnoblondwłosy,
którychnieregularnieamodnierozrzuconekosmykiwymykałysię
spodzgrabnegoczarnegoberetu.Mamzadużeustaizajasnebrwi.
Głupia!Oczymmyśli.Mimowoliuśmiechnęłasię,ukazującrówne,
białezęby,iwtedytwarzjejnabrałajakiejśjasnej,tkliwejwesołości,
jakiegośujmującegociepła.Oryginalna–otowłaściwe–słowo
–zakonkludowałazsatysfakcją–nieładna,żadnatampiękność,ale
oryginalna…–Zarazteżdodała:–Niewielkasztukabyćoryginalną
wtymtłumiezagrypionych,kaszlących,zakatarzonych,okutanych
wchustkiiszalikiklientówapteki.
Kolejkaprzedstawiaławidokprzygnębiający.Tapogoda…
–myślałaMartaznajwyższąniechęcią.Zaoknamizacinałdeszcz
ześniegiem,placTrzechKrzyżytonąłwbłocie,wmigotliwym,
mętnymświetlerozchybotanychwysokolamp,otulonychbrudnym
welonemsłoty.Cochwilaktośmokry,parującywilgociąizimnem,
wciskałsiędociepłej,przepełnionejapteki.Porcelanowesłoiki
zczarnymiskrótamiłacińskichnazw,równeemaliowanetabliczki
naszufladkachbudziłysympatięizaufanie.Tubyłapomocprzeciw
wichromigrypom,przeciwdojmującemuzimnuiprzejmującej
dreszczemwilgoci.–Herbarutae…–przeczytałacichutkoMarta.
Znówsięuśmiechnęła.–Magiaapteki…Tajemniczełacińskiesłowa,
oznaczającezwykłątrawę…Zaczęłaczytaćprzyszpilone
pluskiewkaminapisy:„Cibasoltylkonareceptylekarskie”–ogłaszała
NaczelnaIzbaAptekarska;„Tusprzedażodręczna”.Zapracowana