Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
W
Araluen,HaltiPaulinewstrzymalikonie.
yjechawszyspomiędzydrzewupodnóżaZamku
Żadneznichniemusiałodawaćsygnału,nawetnie
wymienilispojrzeń.Tobyłanaturalnareakcjanawidok
zamku,wznoszącychsięwysokoiglic,wieżyczek
ichorągiewek,powiewającychdziarskonawietrze
zkilkunastupunktówobserwacyjnychnamurach.
–Imponujące,prawda?–powiedziałamiękkoPauline.
Haltzerknąłnaniązboku.Uśmiechnąłsię.
–Jakzawsze–zgodziłsię.–Aleitakniezamieniłbym
ZamkuRedmontnatocudo.
ZamekRedmontbyłpoprostusolidnyipraktyczny,
pozbawionywdziękuiurodyZamkuAraluen.Alebyłich
domem.Totamspędzilinajwiększączęśćżycia,tamteż
wyznalisobieoddawnałącząceichuczucie.
PozatymwRedmontniebyłotakoficjalniejakwAra-
luenie,coHaltowibardzoodpowiadało.Nielubiłtracić
czasunatewszystkieprocedury,którecharakteryzowały
życiewzamkukrólewskim,sterowaneskostniałym
protokołemiprzywiązanedoustalonychhierarchii.
Uważał,żetozwykłabłazenadaikrzywiłsięzakażdym
razem,kiedymusiałwziąćudziałwjakiejśoficjalnej
uroczystości.Naszczęściewliście,któryprzysłał
muGilan,niebyłomowyożadnychtegotypu
wydarzeniach.
Ruszyliskróconymkłusem.Spodkopytunosiłysię
wciepłympowietrzuniewielkieobłoczkikurzu.
Podróżowaliwedwójkę,zabralizesobątylkojucznego