Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
głównej,bliskomiejscadlaszalikowcówGórnika.Stadionjużsię
zapełnił,azanamitłumywciążczekałyprzedkasami.
„Ztrzydzieścitysięcydziśbędzie”,powiedziałpanJanek,
nacotatarozgadałsięotym,jaktonameczzSaint-Etiennesprytnie
wybrałsiędwiegodzinywcześniej,byzająćdobremiejsce,aściskjuż
byłtaki,żeniedałosięoddychać.Patrzyłemnanapływające
nasektoryludzkiefale,namasykibicówGórnikapodzegaremOmegi
imnożyłemprzeztysiącetwarze,wktórebędęmusiałspojrzeć
poporażce.Nabrałempewności,żejeśliRuchprzegra,tojacyśoni
wystawiąmnienaktórymśzgórnośląskichplacówikażdy
przechodzieńbędziezemniedrwił.
Jaknazłośćwszystkowokółwyglądałomonumentalnieidoniośle,
aprzytymbardziejkolorowoniżrzeczywistośćnazewnątrz.Jarzyły
sięjupitery,zegarElektromontażuświeciłbezbramkowymwynikiem,
trybunybyłypełneirozgadane.Piłkarzeschodzącyporozgrzewce
zmurawywyglądalijakgiganci.Najmniejszywydawałsięmierzyć
conajmniejmetrosiemdziesiątikażdywyglądałjakgwiazda.Wszyscy
zawodnicymielipięknestrojewklubowychkolorach.Bluzy,koszulki,
spodenki,getryibutynapewnopochodziłyodzagranicznych
producentów.Jednolitedresymielinawetchłopcydopodawaniapiłek.
Byliśmywlepszymświecie.Wszystkotonadawałotakiejwagicałemu
wydarzeniu,żezestrachuzacząłbolećmniebrzuch.TataipanJanek
niedawaliżadnychoznakzdenerwowania,alesytuacjinieułatwiali.
–CiekaweczykibicezZabrzaodpaląświeczki?–rzuciłmążpani
Danusi,obserwującprzyjezdnychszalikowców,atatasięuśmiechnął.
–Jakieświeczki?-dopytałem.
–Zapalająświeczki,żebypośmiaćsięznaszychjupiterów.
Czułem,żebędziezbioroweszydzeniezemnie.
–Acozniminietak?
Właściwieniechciałemwiedzieć,aleniemogłemjużpowstrzymać
lawinyzłychprzeczuć.Nierozumiałem,przecieżbyliśmywlepszym