Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żenastępnegodniadziewczynkazrodzicamimasię
wyprowadzićdomiasteczkaJangphjon.Tammieli
wydzierżawićiprowadzićmałysklepik.
Chłopiecbezwiedniebawiłsięorzechamischowanymi
wkieszeniach.Drugąrękąimpulsywnieodrywał,czubki
kwitnącychtrzcin.
Tejsamejnocy,leżącnaposłaniuniemógłuwolnićsię
odtrapiącychgomyśli,żejutrodziewczynkasię
wyprowadziijużnigdyjejniezobaczy.Zastanawiałsię,
czymapójśćjutropatrzeć,jaksiębędąwyprowadzali.
Czyudamusięzobaczyćdziewczynkę?
Gdyjużprawieusypiał,doszładojegouszucicha
rozmowarodziców:
–Cotosięwyprawianatymświecie…-mówiłojciec,
któryprzedchwiląwróciłzwioski.
–MamnamyślisytuacjępanaJuna.Niedość,
żestraciliwszystkoimusząsprzedaćswójdom,wktórym
mieszkaliodpokoleń,iswojepola,tojeszczewdodatku
spadłonanichkolejnenieszczęście.Zmarłaprawnuczka
staregopanaJuna.
–Tobyłajegojedynaprawnuczka,nieprawdaż?
-zapytała,pochylonanadszyciem,matkasiedzącaprzy
naftowejlampie.
–Tak.Miałwcześniejdwóchprawnuków,aleobaj
dawnozmarli.
–Biedniludzie,niemająszczęściadodzieci…
–Racja.Podobnotamałachorowałajużodparudni,
aleniestaćichbyłonalekarstwa.Naniejskończyłsięród
staregopanaJuna…Aletamałabyłaniezwykłym
dzieckiem,coprawda,toprawda.Wiesz,ocopoprosiła
przedśmiercią?Powiedziała:„Jakumrę,proszę,
pochowajciemniewtymsamymubraniu,któremam
nasobie…”
Przełożyła
JoannaRurarz