Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wyglądałatakstaroismutnowsłabymświetle
zapadającegozmroku…Kjongmiaławrażenie,
zebrzydotastarszegowiekuszczególniedawałasię
zauważyćpośródkiseng.Brzydkaistaratwarzjej
towarzyszkipozbawionabyławszelkiegopowabu.Ichoć
miałaogromnąochotękrzyknąć:„Czyżbyzbawiłacię
łaskatwojegoBuddy?!”,wiedziała,żetobyłobyzbyt
bolesne,więctylkoodwróciławzrokodprzyjaciółki
ipowiedziałałagodnie:
–Honghwa,kochanie,takładniekiedyśśpiewałaś
piosenkizpółnocnychprowincji.Pośpiewajmydziś
wieczoremizapomnijmyouroczystościachzokazji
UrodzinBuddy.Zdajesię,żeksiężycbędziedziśpiękny.
–Nie,muszęwkrótceiśćnanabożeństwo.Towkońcu
niebyle,jakauroczystość,tylkoUrodziny!
–Aleprzecieżpowiedziałaś,żejużbyłaśnaporannych
modlitwach.Tonudnysposóbnazabijanieczasu,
szczególniewtakimdniujakdzisiejszy.
Honghwazmarszczyłabrwi.Wiedziała,codziejesię
wgłębiduszyKjongidlaczegodzieńUrodzinBuddytak
bardzojąnudziiirytuje.
Zdarzyłosiętodokładnietegosamegodniaprzed
rokiem.GdyKjongsamotniejadłaskromnyposiłek,
nadeszłaHonghwa.Ponieważniemiaładośćpieniędzy
nataksówkę,szłapiechotą,cosprawiło,żeucelu
pojawiłasięzarumienionaispocona.Tamtegodniabyła
dodatkowozdyszana.Usiadłanaprzeciwprzyglądającej
sięjejwmilczeniuKjong;,otworzyłastarątorebkę
zkrokodylejskóry,wyciągnęłajakiśwycinekzgazety
iodezwałasię:
–Spójrznotylko,kochana.Zwolniligozewzględu
nazłystanzdrowia.Wyszedłwczorajwieczorem.
Oósmej.
PałeczkiwypadłyzrąkoniemiałejKjong.Patrzyła
natwarzswejprzyjaciółki,jakbynierozumiałaanisłowa.
–Musibyćosłabionyiwychudzony.Napewnobyło