Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ogrodzeniu.Kobietyspojrzałyposobie:
–Jestjużpóźno…Ktotomożebyć?
Stareprzyzwyczajenie,każąceimoczekiwaćgości
późnymwieczorem,jużdawnominęło.Kjongnieruszyła
sięzleżanki.Piesszczekałcorazgłośniej,potemktoś
gouciszyłizabrzmiałdonośniesympatycznyśmiech.
Kjongnatychmiastpoznałatengłosiwstała.Skrzypnęła
otwieranabramainajejciemnymtle,oświetlona
zaledwiesłabiutkimblaskiemksiężyca,pojawiłasię
sylwetkamężczyzny.
–Cóżtozawściekłybrytan!-wgłosiejednakniebyło
słychaćzłości.
–Czywydajeciedziświeczórprzyjęcie,mojepanie?
-zapytałiroześmiałsię.
–Spóźniłsiępan.Proszębliżej,proszędonas
-zapraszałaKjong,szybkimkrokiemidącwstronę
mężczyzny,niezałożywszynawetbutównaswe
bawełnianeskarpetki.Honghwatakżepoznała
niespodziewanegogościa.
–Ach,topan,doktorzeHjon!Jakmiło!Aletakbez
uprzedzenia…czycośsięstało?-wykrzyknęła,
–Ktozasypałścieżkędodomupiachem?Conocśni
misię,żeprzychodzętuiwysypujęjążwirem-roześmiał
sięzaraźliwymśmiechemiwszedłnadrewnianą
werandę,cytującfragmentstarejpiosenki:
Gdybyjakimścudem,mojaśpiącadusza
zostawiałazasobąślady
kamienistaścieżkaprzeddomem
zmieniłabysięwpiaszczystądróżkę.
–Wcalesiępanniezmienił!-zawtórowała
muzbeztroskimśmiechemHonghwa.Jejgłosjak
zadotknięciemczarodziejskiejróżdżkistałsięznów
ożywiony,anawetkokieteryjny.Znówstałasiękiseng
wtowarzystwiemężczyzny.